sobota, 13 sierpnia 2016

Jak ja nie cierpię tych książek!

W rzeczywistości, w której słowo "książka" nie jest obce tylko 37% naszych rodaków, każdy z nas zna przynajmniej jednego książkowego malkontenta, któremu, delikatnie rzecz ujmując, do biblioteki czy księgarni nie jest po drodze. I choć, zdawałoby się, czytelnictwo wśród młodych stało się ostatnio pewnym trendem (co widać zwłaszcza na przykładzie, pojawiających się jak grzyby po deszczu, blogów literackich), to wciąż nietrudno o jednostki starannie bojkotujące wszelkie spotkania ze słowem pisanym. Czy to tym, pochodzącym sprzed wieków, czy też stworzonym przez współczesnego pisarza. Dlaczego tak jest? Dlaczego wieloma z nas rządzi przekonanie, że książki są nudne i bezużyteczne? Gdzie się ono rodzi i czemu zawzięcie nie daje się przezwyciężyć?

Błogi czas dzieciństwa
Nie ulega wątpliwości, że większość naszych uprzedzeń, ale także i upodo
Tak powinno być, ale często bywa inaczej. W niektórych domach "Chodź, poczytam Ci bajkę" zostało wyparte przez "Chodź, włączę Ci bajkę". Sztandarowy przykład rodzicielskiego zmęczenia albo po prostu lenistwa. Inni z kolei czytać muszą za karę albo są do tej czynności przymuszani, "bo jeśli nie, to...".  Są i tacy rodzice, którzy postrzegają czytelnictwo jako stratę czasu i nie omieszkają podzielić się tą cenną uwagą z dziećmi ("Lepiej weź się za coś pożytecznego"). Ci, którzy doświadczyli rodzinnego czytania są prawdziwymi szczęściarzami, od początku kojarzącymi czytanie z czymś miłym i przyjemnym. Oni nie musieli zmieniać swoich przyzwyczajeń albo przezwyciężać uprzedzeń. Po prostu kontynuowali tradycję.
bań wynosimy z domu rodzinnego. No bo "czym skorupka za młodu nasiąknie...". Wiadomo. To okres, w którym najbardziej intensywnie poznajemy świat, innych ludzi, nabieramy dobrych i złych nawyków. Tutaj też następuje nasze pierwsze spotkanie z czytelnictwem. Nasza pierwsza książeczka. Spokojne wieczory przy bajce na dobranoc, które niepostrzeżenie stają się codziennym rytuałem. Monotonny głos taty lub mamy, wprowadzający nas w ekscytujący świat przeróżnych niezwykłości.

Otoczony przez książkowych malkontentów
Ale, wbrew pozorom, rodzina to nie wszystko. Są jeszcze koledzy z podwórka, przyjaciele, znajomi ze szkolnej ławy. Słowem całe nasze otoczenie, w którym obracamy się każdego dnia. Przejmujemy od niego wiele zachowań, często nie jesteśmy w stanie zdystansować się od jego opinii i narzucanych wzorców. Zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z mocnymi charakterami, ludźmi, którzy są dla nas autorytetami i których zdaniu ufamy. Więc jeśli "Romek mówi, że książki są beznadziejne" to tak jest i już. 

Ach, te lektury...
Lektury potrafią zniechęcić do czytelnictwa nawet najbardziej zdeterminowanych. Dzieje się to gdzieś tak na poziomie późniejszych klas podstawówki i gimnazjum, kiedy to do gry wkraczają często dzieła, nie mogące najzwyczajniej w świecie znaleźć aprobaty w oczach młodzieży. Tutaj też pojawiają się książki nudne i mierne (przynajmniej tak zapamiętałam większość obowiązkowych utworów klasy V i VI). Wielokrotnie okazuje się, że nie są po prostu dopasowane do wieku swoich adresatów i całkowicie rozmijają się z ich potrzebami. Po tym zniechęcającym sparzeniu się czytelnictwem do tragedii droga prosta. Lektury, które mają sprawić, by młodzież czytała "cokolwiek" sprawiają, że młodzież nie czyta absolutnie niczego. Wielu zaczyna mylić książki z tymi kilkoma wiejącymi nudą tytułami, z którymi miała wątpliwą przyjemność zapoznać się, będąc jeszcze dzieckiem.

Świat nieograniczonych możliwości
Kiedyś książki były remedium na nudę. Podczas długich, zimowych wieczorów panowie i panie siadali w głębokich fotelach i zapuszczali się w świat przygód, romansów, intryg... A teraz?

Czy mamy czas by się nudzić? W świecie nieograniczonych możliwości, którym zawładnęły pochłaniacze czasu, nie tylko niewymagające od nas wyobraźni i intelektualnego wysiłku, ale podające świat w pigułce, w postaci łatwej do przyswojenia zmielonej papki. 
W XXI wieku możemy dotknąć gwiazd. Możemy wszystko. Mamy do wyboru tyle alternatyw, tyle dróg i możliwości. Świecący ekran bez trudu może nam zastąpić kilkadziesiąt spiętych, papierowych stron. 
Czy książki są nam jeszcze potrzebne? Ponad 60% Polaków w ubiegłym roku uznała, że nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy, nawet najmniejszy, komentarz bardzo dziękuję. :)