czwartek, 1 września 2016

Kiedy pisarze wreszcie zmądrzeją? #2

Pod moim ostatnim postem pod tym samym tytułem pojawiły się głosy (a raczej jeden niezwykle rozsądny głos), że owszem, pomysł na tekst miałam całkiem niezły, ale trochę nie wykorzystałam tkwiącego w nim potencjału. Nie zmierzyłam się z tematem w całej rozciągłości. Słowem: Można było napisać znacznie więcej. Oczywiście, jak to ja, próbowałam dyplomatycznie odeprzeć zarzuty, sypiąc przy okazji wątpliwymi mądrościami w stylu "Im dalej w las, tym więcej drzew", ale prawda jest okrutna i niestety niemożliwa do zatuszowania. Przynajmniej przed samym sobą. W końcu musiałam posypać głowę popiołem i przyznać w duchu: "Poszłam po linii najmniejszego oporu, na skróty, byle jak. Słaba ze mnie blogerka".
I właśnie dlatego postępuję dzisiaj jak marny pisarz (ale o tym później) i piszę drugą część mojego blogowego dzieła. Jeżeli dobrze pójdzie, to wkrótce powstanie z tego cała seria o błędach literatów, których było, jest i będzie zawsze cała masa. Dzięki temu kapituła nagrody literackiej Nike ma odrobinę mniej pracy. :)

#1 Schematy literaty

Odkąd zaczęłam czytać książki (a było to wiele lat temu) zachodzę w głowę, czy nie istnieje publikacja- literacki niezbędnik z motywami, zakończeniami i rozwiązaniami fabularnymi gotowymi do użycia. Coś jak karta wzorów w studiu tatuażu albo katalog fryzur w salonie fryzjerskim. Bogu dzięki, nie zawsze, ale i tak wystarczająco często powieści, nawet niezbyt spokrewnione ze sobą gatunkowo, przejawiają zastanawiające podobieństwo. Podobne postacie, charaktery, zwroty akcji i punkty kulminacyjne nieraz stają się prawdziwą plagą zalewającą wydawniczy rynek. Nie chodzi tutaj nawet o podobne motywy i realia, ale o zwykłą, pospolitą szablonowość i jakże bliską ludzkiej naturze pokusę odgrzewania, powielania i odtwarzania. 
Tak samo, jak kilkukrotne odmrażanie mięsa nie jest ani zdrowe, ani smaczne (naszło mnie drodzy państwo na dziwne porównania), tak samo częstowanie czytelnika wciąż tym samym może skutkować czytelniczym bólem brzucha. Przewidywalność, choć kusząca, nie jest korzystna dla żadnej ze stron. Obie rozleniwia w równym stopniu. 

#2 W labiryncie wyobraźni

Zdarzyło Wam się czytać książkę, w której autor sam zapętlił się w toku własnego rozumowania? Albo w której przytoczył tak wielką liczbę nazw, imion, koligacji i powiązań, że sam zgubił trop i Marysia, stryjeczna wnuczka babci Andzi stała się jej rodzoną siostrą? Muszę przyznać, że kilkukrotnie natknęłam się na takie przypadki. I nie do końca rozumiem, po co w ten sposób komplikować sobie pracę. Po co wspominać o tysiącach ludzi, miejsc i zdarzeń zamiast skupiać się na sednie sprawy? Zaklinowanie się w labiryncie własnej inwencji twórczej często jest gorsze niż schematyczność (może dlatego właśnie tak wielu w nią ucieka), bo przez nie autor traci coś niezwykle cennego. Zaufanie. Ufność, że jest dobrym przewodnikiem po swoim świecie.
A co, kiedy okazuje się, że wcale tego świata nie zna? Że wymyślił go sobie naprędce? Wtedy przestaje być wiarygodny i... nie warto go czytać.
(PS Dlatego właśnie Tolkien jest mistrzem! Swój świat znał na wylot, łącznie z elfickim alfabetem i drzewem genealogicznym władców Gondoru!)

#3 Uśmiercanie akcji

Niestety, jest to zjawisko niezwykle powszechne. Niektórzy autorzy mają w zwyczaju wtrącanie licznych dygresji, rozbijanie się o mniej i bardziej znaczące (częściej mniej) detale świata przedstawionego, opisywanie zajść niewnoszących do akcji powieści zupełnie niczego. No może z wyjątkiem kilkunastu dodatkowych stron...
W ten sposób akcja książki ciągnie się w nieskończoność, a miejscami nawet zupełnie utyka, a czytelnik zostaje w podstępny sposób uspany. I już wkrótce nie wie ani ten, który pisze, ani ten, który czyta, o czym właściwie jest ta książka i ku czemu zmierza. 

#4 Zostawmy trochę na później

Światem ludzkim rządzi pieniądz. Niestety... 
Ostatnio, będąc w jednej z pobliskich księgarni byłam świadkiem rozmowy
dwóch dziewczyn, które zaczęły przerzucać się opiniami na temat znalezionych na półkach książek. Jedna z nich z wypiekami na twarzy dokonała entuzjastycznej recenzji zauważonej serii powieści. I wszystko by było dobrze, gdyby nie dodała: "Pierwsza część była rewelacyjna, ale druga została napisana pod trzecią. Ostatnie zdanie wskazywało, że to jeszcze nie koniec".
Trend zostawiania na później jest o tyle popularny, co i szkodliwy. Po prostu psuje literaturę. Dotyczy zarówno produkcji filmów, jak i "produkcji" książek. Bo jak inaczej można określić masowe, komercyjne wytwarzanie literatury? Kiedy jedna powieść jest tylko pomostem dla następnej (a czasem nawet dziesięciu następnych)? Wówczas nie może ona samodzielnie rozwinąć skrzydeł. Kto wie, jak bardzo byłaby dobra, gdyby szanowny autor delikatnie jej nie "ukrócił" na potrzeby kolejnego dzieła? Dodam tylko:
dzieła sprzedanego w wielu milionach egzemplarzy.

Oczywiście, błędów pisarzy jest znacznie więcej. Ale resztę... zostawmy na później. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy, nawet najmniejszy, komentarz bardzo dziękuję. :)