poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Jezus poza kontekstem, czyli o "Jezusie" z Nowego Teatru | Teatr w czasach zarazy odc. 2


            Tak sobie pomyślałam, że ten cykl powinien właściwie nosić nazwę: „Sztuka na wygnaniu” albo „Teatr w areszcie domowym”. Ale jak jest, tak fest. Trochę wieje nudą, ale przynajmniej wiadomo, o co chodzi. Zapraszam na „Teatr w czasach zarazy”.
            Dziś trochę o spektaklu obejrzanym w domu w warunkach ekstraordynaryjnych, w piżamie, ciepłych skarpetach i przy kubku czarnej herbaty (dwie czubate łyżeczki, w smaku siekiera). Spektakl „Jezus” został udostępniony przez Nowy Teatr w Warszawie i jest jednym z tych dzieł, które albo się podoba, albo zupełnie nie. Żadnego terefere pomiędzy. Ja zaliczam się do tej pierwszej części spektrum i dlatego zachęcam: kiedy już otworzą teatry, pędźcie do Nowego.
            Ważna uwaga. Dużo dał mi wywiad z twórcami, który obejrzałam jeszcze przed transmisją. Bardzo to było mądre i zgrabnie wprowadzało w założenia przedstawienia (zresztą posłuchajcie sami - https://vimeo.com/343656843). Kim jest postać Jezusa? I czy da się wyjść w myśleniu o nim poza biblijną historię, dobrze znane przypowieści, Ewangelie, narracje? Wyabstrahować z tego wszystkiego, co narosło wokół, wśród czego nauczyliśmy się sprawnie i równie bezrefleksyjnie poruszać? Piaskowski pokazał, ze taki zabieg jest możliwy.


            Idealistyczny, przemawiający w niezrozumiałym języku kosmita, niewidomy, rak (celowo dwuznaczne) czy Wielka Metafora? Każda z tych postaci w jakiś sposób przybliża postać Jezusa, a jednocześnie przenosi ją w wymiar idei. Każda mówi coś o Jego nauce. Nauce, która jest „nie z tego świata” (doskonale odzwierciedlający tę właściwość wątek kosmity) i do dziś wymyka się całościowemu ujęciu, nie mówiąc już o wcieleniu w życie. W spektaklu jest miejsce na pragnienie miłości i nawoływanie do niej (prostytutka jako Maria Magdalena 2.0), wywrócenie życia do góry nogami (rak) i subtelne, pobrzmiewające filozoficznie frazy.
            Nie brakuje też mieszania się różnych rejestrów, podniosłych, niemal patetycznych momentów z absurdalnym humorem. Ironia skutecznie zapobiegła przemienieniu spektaklu w mdły traktat filozoficzny dla hipsterskiej Warszawy. Nie brakuje pastiszowego przedstawienia zmanierowania sfer artystycznych w Polsce i ich działań (okej, „projektów”). I choć nazwiska nie padają, to jednak imię Katarzyna pobrzmiewa znajomo (w tej roli świetny Bartosz Gelner). Jest ekstrawagancja, jest twórcze poszukiwanie i artystyczna „nowomowa”. Wszystko na swoim miejscu.
            Ale wracając do pytania: „Kim jest Jezus?”. Nie chciałabym narażać się swoją odpowiedzią Jędrzejowi Piaskowskiemu, ale myślę, że chyba outsiderem. I to zamierzam zapamiętać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy, nawet najmniejszy, komentarz bardzo dziękuję. :)