środa, 8 kwietnia 2020

Na zarazę w sam raz #2 | "Siódma pieczęć" Bergmana



            „Siódma pieczęć” jest arcydziełem. Od tej zupełnie niezobowiązującej uwagi chciałabym zacząć. Oglądając film doszłam do wniosku, że jest to dzieło doskonale uniwersalne, ogólnoludzkie, wykraczające poza konkretne czasy i jednostkowe doświadczenie. A do tego jeszcze zaczęło w niepojęty sposób rezonować z otaczającą nas rzeczywistością szalejącej epidemii. 

            
            Choć rzecz dzieje się w średniowieczu, realia historyczne nie są ważne same w sobie. Są raczej narzędziem budowania klimatu, środowiskiem sprzyjającym odczuwaniu metafizycznego drżenia, egzystencjalnego niepokoju. Wracający z wyprawy krzyżowej Rycerz zmaga się z wewnętrzną ciemnością, poczuciem dojmującej pustki i braku sensu. Pragnie dotrzeć do prawdy o świecie, do odpowiedzi na pytanie o istnienie Boga. Jego działania okazują się z góry skazane na niepowodzenie. Szukając obecności, odnajduje nicość, głosu – ciszę, życia – Śmierć. Spotykani przez niego ludzie ilustrują różne sposoby radzenia sobie z egzystencją, zupełnie odmienne taktyki poruszania się w rzeczywistości. Jedni pocieszenia upatrują w religijnym ekstremizmie, zaślepiającym i jednocześnie zapewniającym im poczucie bezpieczeństwa, drudzy – w braku moralnych zasad, oszustwie i wyrachowaniu, jeszcze inni – w postawie spokojnej i przesiąkniętej ironią. Przewijająca się w tle zaraza, której nie widać, ale o której wszyscy mówią, czyni wysiłki ludzi jeszcze bardziej gorączkowymi. Sytuacja odsyła do współczesności i buduje całą sieć analogii, zaskakująco trafnych. My też radzimy sobie, jak możemy. Teraz nasze własne, prywatne taktyki są jeszcze łatwiej zauważalne.
            W „Siódmej pieczęci” trudno nie zauważyć inspiracji filozofią egzystencjalną, a zwłaszcza koncepcjami Martina Heideggera. Jednostka wykracza poza świat, w którym żyje, zdaje się być wychylona w nicość. Jest ku śmierci. Świadomość tej prawdy rodzi w Rycerzu trwogę, niemożliwe do zniwelowania napięcie, bohater zapada się w sobie, traci nadzieję. Wydarzenia, których jest świadkiem, sprawiają, że coraz pełniej zdaje sobie sprawę z fasadowości świata, niemożności wniknięcia w jego istotę.
            Znaczeniowe bogactwo nie jest jedyną siłą tego filmu. Niewątpliwie warta uwagi jest również warstwa wizualna. Wydaje mi się, że wszyscy doskonale znają najsłynniejszy chyba kadr dzieła – grę w szachy Rycerza ze Śmiercią. Takich obrazów, wizualnie zachwycających, poruszających (śmierć dziewczyny oskarżonej o diabelskie konotacje) i zapadających w pamięć (serce?) jest zdecydowanie więcej.
            Nie czekajcie, nakarmcie swoją duszę i obejrzyjcie „Siódmą pieczęć”!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy, nawet najmniejszy, komentarz bardzo dziękuję. :)