artykuł

Trzech muszkieterów polskiej literatury

14:16

W Panteonie polskiej literatury zajmują miejsce absolutnie czołowe. Podniesienie ręki na ich twórczość w oczach wielu zasługuje na niezwłoczne potępienie i publiczny lincz. To jak kalanie własnej Ojczyzny, własnej tożsamości, godności. Ich utwory są znane i wspominane, wkuwane na pamięć przez kolejne pokolenia Polaków, pojawiają się w szkolnych podręcznikach i opracowaniach, są bastionem polskości. Myślę, że gdyby przeprowadzić ankietę, to potężna część naszego społeczeństwa z rodzimej literatury wspomniałaby właśnie o nich, niewykluczone (niestety), że dla części mniej zaprzyjaźnionej ze słowem pisanym istnieje jedynie ta trójca. Wielcy obecni. Przewodnicy narodu. Ubóstwiani, choć nieraz i nienawidzeni.

1. Adam Mickiewicz

 Myślę, że nikogo nie zdziwi obecność imienia i nazwiska tego pana na pierwszym miejscu. Czy komuś się to podoba czy nie, Adam Mickiewicz jest numerem jeden polskiej literatury. Jego popularność można liczyć w szkołach, które przyjęły go za swojego patronach, w wydaniach dzieł, których wciąż przybywa, w arkuszach maturalnych, w których pojawiły się pytania o jego twórczość, w konkursach recytatorskich poświęconych jego poezji czy choćby ulicach Mickiewicza, których nie brakuje w szanujących się, polskich miastach. Kto nigdy nie uczył się na pamięć "Reduty Ordon"? W którym z domów nigdy nie wybrzmiał choćby fragment "Inwokacji"?

Adam Mickiewicz, wielki romantyk, nieszczęśliwy emigrant i patriota zajmuje w zbiorowej świadomości miejsce szczególne. Miał wpływ na kształtowanie się polskiego ducha w czasach próby i cierpienia, w trudnych czasach zaborów zajmował miejsce wieszcza, niepodważalnego autorytetu, proroka niemal. Dzisiaj, myśląc "Mickiewicz", przede wszystkim widzimy Soplicowo. Ostatni zajazd na Litwie, który w jakiś sposób zdefiniował to, kim Polak jest, w co wierzy, jakimi wartościami się kieruje. Prowincja przesiąknięta tradycją, gościnnością i wiarą, to taka mała (?), polska utopia, miejsce święte. Ale "Pan Tadeusz" to nie wszystko. Są przecież i "Dziady" przekazujące ludową duchowość i mądrość, przedstawiające romantyczne myślenie o świecie, a także popularyzujące niefortunną (bo ciągnącą się za nami do dziś) koncepcję mesjanizmu.

Mickiewicz jest taki bliski, dobry i swojski. Myślący "jak trzeba". Myślący wartościami "Bóg, honor, Ojczyzna". Dlatego tak łatwo rozgrzeszamy Wallenroda, przebaczamy Robakowi i z zadziwiającą cierpliwością wysłuchujemy majaczeń Konrada z III cz. "Dziadów". Dlatego zachwycamy się "Balladami i romansami", jesteśmy zauroczeni Zosią i Aldoną, chętnie bierzemy udział w wyprawie trzech Budrysów. Mickiewicz mówi to, czego chcemy słuchać, mówi to, co nosimy w sobie, co jest w nas głęboko zakorzenione. Jego twórczość nie skazuje na bolesne rozczarowania, nie zajmuje się dylematami moralnymi, ale ukazuje pewną czarno-białą oczywistość świata.
(Z góry przepraszam za moje generalizowanie :))

2. Juliusz Słowacki

Zawsze drugi. Zawsze za Mickiewiczem. Juliusz Słowacki, niewątpliwie najzdolniejszy gracz na giełdzie wśród polskich literatów. :) Twórca "Kordiana", "Fantazego", "Beniowskiego", a także niezwykle wzruszających listów do matki. Jego wiersze promieniują wielką wrażliwością i subtelnym acz dostrzegalnym egocentryzmem. Znany jest również z tego, że w jednym ze swoich utworów miał przewidzieć wybór Karola Wojtyły na papieża (choć osobiście podchodzę do tej tezy z dużą dozą ostrożności.

W swoich dziełach poruszał tematy przeróżne takie, jak walka narodowo-wyzwoleńcza, konflikt jednostki ze społeczeństwem, ofiara i poświęcenie, indywidualizm, ale także rosnąca siła pieniądza ("Fantazy") czy też przewrotność kobiet ("Kordian"). Muszę przyznać, że nigdy nie byłam zwolenniczką twórczości Słowackiego i z wielkim pobłażaniem traktowałam jego utwory (jak większość pozycji romantycznych zresztą). Dopiero inscenizacja "Kordiana" na deskach Teatru Narodowego (idźcie koniecznie!) otworzyła mi oczy na to, jak bardzo uniwersalne i ponadczasowe jest jego dzieło, jak wiele w nim prawdy (tego typu, który kole w oczy) i gorzkiej refleksji nad światem, człowiekiem, ... Polakiem.

Słowacki był również ulubieńcem elit II Rzeczypospolitej, w tym samego marszałka Piłsudskiego. To właśnie w okresie międzywojennym jego prochy wróciły na ojczyzny łono i spoczęły wśród innych znamienitości na Wawelu. Dziś o Słowacki pamięta się chyba coraz mniej, choć nadal jego nazwisko przewija się w podręcznikach z częstotliwością dziesięciu razy na stronę. Niemniej jednak "wielkim poetą był" i na miejsce drugie w niniejszym zestawieniu zasługuje.

3. Henryk Sienkiewicz

Oddaję głos Gombrowiczowi:  
Czytam Sienkiewicza. Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha – i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu, urzeczeni.
Potężny geniusz! – i nigdy chyba nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To Homer drugiej kategorii, to Dumas Ojciec pierwszej klasy. Trudno też w dziejach literatury o przykład podobnego oczarowania narodu, bardziej magicznego wpływu na wyobraźnię mas. Sienkiewicz, ten magik, ten uwodziciel, wsadził nam w głowy Kmicica wraz z Wołodyjowskim oraz panem Hetmanem Wielkim i zakorkował je. Odtąd nic innego Polakowi nie mogło naprawdę się podobać, nic antysienkiewiczowskiego, nic asienkiewiczowskiego.
 Iluż z nas składuje zakurzone, ciężkie tomy "Trylogii" i "Krzyżaków" w domowej biblioteczce? Ilu z nas dało się oczarować pięknym opowieściom (bajkom?) Sienkiewicza o dobrych, mężnych, szlachetnych Polakach, którzy w najcięższych dziejowych momentach potrafili się zmobilizować i pokonać nawet najpotężniejszego wroga? Co jest charakterystyczne dla Sienkiewicza? Płaskość i czarno-białość. Jednowymiarowość postaci. Wspaniały Skrzetuski, dobrotliwy Zagłoba, dzielna Oleńka (która zdrajcy nie chciała), waleczny Wołodyjowski. No dobrze, jest jeszcze Kmicic. Ale i ten po początkowych wybrykach szybko przechodzi na jasną stronę mocy. Pokrzepiająca, poprawiająca humor lektura zawsze znajdzie czytelników, a tych nie brak Sienkiewiczowi także dzisiaj.

Na wielki podziw zasługuje natomiast niezwykle barwnie odmalowany świat starożytnego Rzymu z powieści "Quo Vadis". Pamiętam, że po traumatycznych doświadczeniach z "Krzyżakami" spotkanie z tą lekturą było miłym zaskoczeniem. Choć i to dzieło Sienkiewicza posiada potężną dawkę czarującej naiwności, co poniekąd można uznawać za znak firmowy pisarza.

filozofia

Powieść metafizyczna. "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego

18:46

"Traktat o łuskaniu fasoli". Już sam enigmatyczny tytuł sprawił, że zapragnęłam poświęcić powieści Wiesława Myśliwskiego dłuższą chwile. Ale oczywiście argumentów było więcej (o co najmniej dwa). Argument drugi: autor, mimo (a może właśnie dzięki) swojej uszczypliwości i skłonności do ironizowania, zrobił na mnie nader dobre wrażenie podczas spotkania z czytelnikami jesienią poprzedniego roku. Po trzecie: "Traktat o łuskaniu fasoli" został uhonorowany Nagrodą Literacką Nike. A jak wszyscy wiemy, nie każda książka zostaje w ten sposób wyróżniona. Wyraźnie zachęcona tymi  jednoznacznie sprzyjającymi przesłankami, zabrałam się do lektury. Teraz mam ochotę na więcej. Więcej łuskania.

Powieść w swojej budowie jest liczącym blisko 400 stron monologiem, gawędą poświęconą życiu pewnego anonimowego człowieka skierowaną do innego człowieka, również anonimowego. Niektóre fragmenty książki sugerują, że opowieść ta jest przeplatana wtrąceniami słuchającego, których jednak czytelnik nie zna. Może się ich wyłącznie domyślić z reakcji osoby mówiącej, wywnioskować z emocji, które wyraża ona poprzez swoje słowa. Snująca się przez wiele godzin opowieść jest historią życia opowiedzianą całkiem spontanicznie, na skutek niespodziewanego zrządzenia losu. Do drzwi głównego bohatera puka bowiem nieznany gość zainteresowany kupnem fasoli. Tak rozpoczyna się początkowo powierzchowna, zupełnie niezobowiązująca pogawędka, która wkrótce przeradza się w poważny, długi wywód. O życiu, doświadczeniu wojny, samotności, emigracji, miłości i jej braku. Kolejne karty strony zapełniają refleksje na temat ludzkiej natury, zachodzących na świecie zmian, uczuć, konfliktów, muzyki, natury, zwierząt, relacji, tematów różnych i na pierwszy rzut oka zupełnie ze sobą niezwiązanych. Narratorowi udaje się jednak uniknąć nagłych przeskoków, jego opowieść jest płynna, logiczna, spójna.
Według mnie wszystko od słów zależy. Jakie słowa, takie rzeczy, zdarzenia, myśli, wyobrażenia, sny i wszystko, nawet co na samym dnie człowieka. Byle jakie słowa, to byle jaki człowiek, byle jaki świat, byle jaki nawet Bóg.
Jeszcze nigdy, piszę to z pełną świadomością, nie spotkałam się z książką tak przesiąkniętą mądrością. Czytając, czuje się siłę ludzkiego doświadczenia, dostrzega się, że to właśnie różne zdarzenia, spotkania, nawet najmniej znaczące epizody kształtują nasze życie, naszą osobowość i charakter. Czynią nas bardziej świadomymi i bogatszymi wewnętrznie.
Według mnie miłość to niedosyt istnienia.
"Traktat" dotyka istoty ludzkiego życia. Tego, co niedotykalne i nienazywalne. Dlatego myślę, że "powieść metafizyczna" to dla niego określenie wręcz idealne. Utwór zadaje wiele pytań dotyczących ludzkiego istnienia, choć nie na wszystkie jest w stanie udzielić odpowiedzi. Lecz mimo tych niepowodzeń niesie ze sobą wewnętrzne ukojenie, wyzwala ze strachu. Wsłuchując się w słowa opowiadającego, wiemy, że nie mówi on tylko i wyłącznie o doświadczeniach jednostkowych, że nie stawia w centrum historii samej w sobie. Nie. Konkretna, choć pozbawiona detalów (jakieś miejsce, jakaś kobieta, jakaś restauracja, jakieś uzdrowisko) opowieść jest jedynie środkiem wyrażenia uniwersalnego przesłania.

Czym jest tytułowe łuskanie fasoli? Chyba życiem. Każdy z nas musi się w tym łuskaniu codziennie doskonalić. Robić to dobrze i wytrwale, mimo zmęczenia, bólu, początkowego braku wprawy. Każdej nocy, każdego dnia, bez przerwy. To właśnie to łuskanie odmierza czas naszego istnienia. 
O, łuskamy fasolę, więc jesteśmy
"Traktat o łuskaniu fasoli" nie jest pozycją (księgą?) polecaną. Jest pozycją obowiązkową.

artykuł

Nie każdy może pisać książki!

18:16

Nagle wszystkich ogarnęła wielka mania pisania. Literackie zacięcie odnalazło w sobie wiele mniej lub bardziej znamienitych osobistości świata sportu, polityki, show biznesu, muzyki, filmu. Już od wejścia do księgarni witają nas idealnie przypudrowane, znane twarze. Każda z nich, jak głosi napis z przodu lub z tyłu pięknie oprawionego tomiska, ma nam do przekazania coś, czego wcześniej jeszcze nie powiedziała (swoją drogą, to niektórzy naprawdę musieli się natrudzić, zachowując coś jeszcze dla siebie z częstotliwością udzielania wywiadów średnio raz na miesiąc). W takich książkach często można znaleźć informacje, bez których nasze życie byłoby o wiele uboższe. Gdzie kto brał ślub, co je na śniadanie, jaką zupę lubił dzieciństwie, gdzie był a gdzie go jeszcze (niestety!) nie było, ile ma dzieci i co teraz robią (robią karierę oczywiście) itd. Słowem, wydają historie swojego życia, wspomnienia, rozmowy nafaszerowane zachęcającymi, odpowiednio obrobionymi zdjęciami. Zdradzają "sekrety", piszą "tylko szczerze", dzielą się radościami i smutkami sprzed kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu lat.

Co książka, to nowe zaskoczenie. Okazuje się, że niektóre postaci są ekspertami w sprawach sportu, żywienia, podróżowania, wychowywania dzieci czy nawet psychologii, chociaż wcześniej nie były wcale kojarzone z tymi dziedzinami życia. Pani X pisze, jak nie przesolić zupy, Pan Y pisze szczegółową instrukcję złapania autostopu. Ich mądrość życiowa i doświadczenie godne są pozazdroszczenia. Dziwne, ze tak długo ukrywali skarby swojej wiedzy...

I czy ktoś jeszcze uważa, ze książka powinna powstawać z natchnienia? Z pragnienia ubogacania ludzi, a nie bogacenia się? Z chęci dzielenia się tym, co w nas najbardziej wartościowe i piękne? Wiem, że może moje spojrzenie na sprawę jest zbyt naiwne. Albo przestarzałe. Na pewno takie właśnie jest.

W sumie to, co się dzieje to nie do końca wina tych ludzi, którzy piszą "coś takiego". Raczej tych, którzy to kupują. Jest popyt na ten rodzaj literatury, biznes się kręci, nakład schodzi w kilka tygodni, potrzebny jest dodruk. Ludzi widocznie kręci zaglądanie komuś do garnka, o ile ten ktoś nosi odpowiednie nazwisko. Pisać, nie umierać.

Wiesław Myśliwski na jednym ze swoich spotkań autorskich powiedział, że każdy twórca powinien się zastanowić, czy jego dzieło jest warte ścięcia tej sosny, która posłuży do wyprodukowania papieru na książkę. Myślę, że wielu współczesnych pisarzy i pisarczyków powinno poważnie rozważyć tę kwestię.