Książniczka

Miłość artysty, czyli o "Narzeczonej Schulza"

22:21


On- ekscentryk, artysta, oryginalny twórca o niezwykle ciekawej, złożonej osobowości i wielkiej wyobraźni. Ona- z powołania nauczycielka polskiego w małym, prowincjonalnym miasteczku. Czy miłość może połączyć dwie tak skrajnie odmienne osoby, różniące się nie tylko aspiracjami, ambicjami, sytuacją życiową i sposobem odczytywania świata, ale także charakterami? A jednak... Stało się. Bruno Schulz, wybitny przedstawiciel dwudziestolecia międzywojennego, osoba, której dziełami w przyszłości miał się zachwycić cały świat, zakochał się w kobiecie, która jako jedyna była w stanie odwzajemnić jego uczucia i pokochać takim, jakim był- nieco dziwacznym, wewnętrznie rozdartym, nieśmiałym, lękliwym ze wszystkimi obsesjami i traumami... Zakochał się w swojej Junie.

Narracja wydarzeń prowadzona jest w niezwykły sposób. Z jednej strony o tym, co miało miejsce dowiadujemy się od wszechwiedzącego narratora, z drugiej- od samej Józefiny Szelińskiej. To ona opowiada nam historię swojej miłości do Brunona Schulza, która stała się nieodłączną częścią jej egzystencji. Ale w swoich "zapiskach" porusza także wiele innych, ważnych z jej perspektywy spraw. Mówi o wszystkich swoich radościach, lękach, troskach, niepokojach, nie tylko tych związanych z Schulzem, ale także z wojną, własnym pochodzeniem (była Żydówką), do którego długo nie chciała się przyznać. Przez wiele lat walczyła ze swoją tożsamością, starała się uciec, odciąć od przeszłości. W końcu musiała stawić jej czoło. Wszystko to, czego dowiadujemy się w powieści składa się na bardzo skomplikowany portret psychologiczny kobiety, która była zmuszona zmierzyć się w życiu niemal ze wszystkim, co trudne i bolesne. Śmiercią najbliższych, utratą domu, biedą, chorobą, w końcu- z nieszczęśliwą miłością, która nigdy nie przyniosła jej spełnienia, a jedynie ponure, nocne koszmary.
"Narzeczona Schulza" to jednak nie tylko portret Józefiny, ale także Bruna, zupełnie innego niż ten, którego przedstawia się w podręcznikach do języka polskiego. Wszystkie informacje o nim zdobywamy od Juny, jedynej osoby, którą nazwał swoją narzeczoną. Ona przecież znała go najlepiej. Może nawet za dobrze... Znała go z całą jego wrażliwością, wybujałą wyobraźnią, fantazją, ale i ze słabościami, lękami, koszmarami, obsesjami... Jak cały mu współczesny artystyczny światek, który zresztą wkrótce poznała, Bruno nie stronił od romansów, był stałym klientem "krainy rozpusty", a w jego życiu nie brakowało pięknych i tajemniczych kobiet. Choćby wielka Zofia Nałkowska... Co w takich chwilach czuła Juna? To, co każda zakochana do szaleństwa kobieta. Złość i zazdrość. Nie poskarżyła się jednak ani słowem. Za bardzo go kochała. 

Przez moment liczyła nawet, że Bruno w końcu się z nią ożeni. Mówił, że szuka pracy, załatwia formalności, przyjedzie do niej, do Warszawy. Kiedy zrozumiała, że nic z tego nie będzie, zerwała z nim wszelkie stosunki. Potem wybuchła wojna, ona pełna niepokoju szukała informacji na jego temat. W końcu zorganizowała mu ucieczkę z drohobyckiego getta. Niestety, nie udało się. Po wojnie dowiedziała się o jego śmierci. Długo poszukiwała mogiły. Bez skutku. Bruno jednak towarzyszył jej do końca życia, był zawsze blisko niej. Dlatego postanowiła zrobić coś dla niego, popularyzować jego twórczość, uczynić go artystą uznanym, docenianym, czyli takim, jakim nie był za życia. Obracając się wciąż w kręgu jego sztuki, nieustannie czuła jego obecność. Do końca pozostała mu wierna.

"Narzeczona Schulza" to jeden z możliwych scenariuszy relacji między Brunem a Juną. Nie zachowały się listy dwojga kochanków. Listy, które były tak Junie drogie, które przechowywała starannie przewiązane wstążeczkami, spłonęły razem z jej domem. Pani Tuszyńska w mistrzowski sposób opisuje dzieje wielkiej namiętności. Żadna ze stron nie jest w tej historii wyidealizowana- wręcz przeciwnie. Zarówno Schulz, jak i jego ukochana Juna popełniają wiele błędów, za które przyjdzie im w przyszłości zapłacić. Wszystkie one prowadzą do tragedii- ich rozłąki i odosobnienia, życia w poczuciu krzywdy oraz nieukojonego żalu. Pewne sprawy pozostają między Brunem a Józefiną niewypowiedziane i niewyjaśnione na zawsze.

Ta książka to nie tylko pozycja dla fanów "Sklepów cynamonowych", ale dla każdego, kto chce poznać niezwykłą historię miłości Brunona Schulza, geniusza, a jednocześnie człowieka straszliwie w życiu zagubionego i osamotnionego. Historię tą czyta się z zapartym tchem, nieraz gubiąc wśród kartek łzę...



Książniczka

LBA jeszcze raz!

22:41

To już kolejne LBA w moim blogowym istnieniu i pierwsze od czasu Wielkiej Reaktywacji. Tym razem zostałam nominowana przez Eileen Joy (mam nadzieję, że nie pomyliłam się w przepisywaniu nicku ;) ), której serdecznie za to dziękuję, gdyż odpowiadanie na pytania daje mi zawsze dużo radości. A już szczególnie na tak skomplikowane... ;)
Jakie jest najdziwniejsze damskie i męskie imię, z jakim spotkałaś się w książce?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym jeszcze raz przejrzeć wszystkie książki, jakie przeczytałam w życiu, co raczej nie byłoby możliwe. Jednak po stosunkowo niedawnej lekturze książki pani Musierowicz to właśnie imiona jej postaci jako pierwsze nasuwają mi się na myśl. Autorka swego czasu lubiła wymyślnie nazywać swoich bohaterów. Wolfgang, Hildegarda (zwana Żabą) Aurelia, Damazy (Kordiałek zresztą), Helmut, no i słynna na całe podwórko rodzina Kopców (ci to dopiero mieli imiona! Klękajcie narody!)... Ostatnio spotkałam się z kilkoma "dziwnymi" i "egzotycznymi" z mojego punktu widzenia imionami, a to z powodu zetknięcia z literaturą rosyjską.  Rodion, Dunia, Lizawieta (tak, tak, to "Zbrodnia i kara"), Nikanor, Alojzy, Azazello (to już takie mniej rosyjskie), Archibald (z "Mistrza i Małgorzaty")...

Częściej czytasz książki, których akcja dzieje się w Europie czy Ameryce?
Hmmm... Chyba w Europie. W Anglii, Polsce, Rosji, Niemczech... Naprawdę rzadko goszczę za oceanem, a jeśli już opuszczam Stary Kontynent to udaję się do miejsc, które po prostu nie istnieją. ;)
Czytałaś kiedykolwiek książkę, której głównym bohaterem był... Zwierzak?
Jeżeli za taką uznać "Folwark zwierzęcy". ;) Hehh, a tak na serio to były kiedyś (a raczej nadal są) takie opowiadania p. Zarębiny, które, pamiętam do dziś, czytano nam w zerówce. No i jeszcze pacholęciem będąc lałam słone łzy nad "Psem, który jeździł koleją". 

Wolisz czytać przy naturalnym, czy może sztucznym świetle?
Zdecydowanie naturalnym.

Jeśli jakaś kupiona przez Ciebie książka nie przypadła Ci do gustu, co z nią robisz? Odstawiasz na półkę czy sprzedajesz? A może oddajesz komuś?
Chyba jeszcze nigdy w życiu nie kupiłam chybionej książki (#fart). Wydaje mi się, że, jeśli chodzi o nabywanie czegokolwiek jestem po prostu bardzo ostrożna i najpierw muszę się upewnić czy naprawdę nie będę tego ruchu żałowała w przyszłości. Za to nietrafione książkowe prezenty odstawiam na półkę.

Masz podzielność uwagi? Potrafisz czytać i rozmawiać z kimś jednocześnie, lub też słuchać muzyki albo oglądać telewizję?
Nie, nie, nie! Kiedy czytam to tylko czytam. Nie słucham, nie oglądam, odlatuję. Kiedy robię coś poza tym, nie potrafię się skupić na treści książki i muszę czytać dany fragment po kilka razy, a to bardzo mnie denerwuje. Naprawdę łatwo mnie zdekoncentrować. 



Co sądzisz o tym, że aż 63% Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki?
Rodacy, wstyd! Co tu więcej mówić!? ;)

Jeśli chodzi o muzykę, bliżej Ci do Justina Biebera czy Nirvany?
Zdecydowanie do Nirvany! Nie znoszę tego pana, którego imię i nazwisko zostało wspomniane w pytaniu. Brrrr...

Czytałaś kiedykolwiek taką książkę, która wręcz odpychała swoim wyglądem i była stara oraz prawie nieznana (z własnej woli)?
Wydaje mi się, że tak. Jeżeli chodzi o mnie to uwielbiam zakurzone, pożółkłe, opasłe tomiska. Nic nie jest w stanie mnie zniechęcić! Jakkolwiek by książka nie wyglądała, nie osądzam jej po okładce. Wręcz odwrotnie. Im bardziej zniszczona i "zmaltretowana", tym lepiej (przynajmniej mogę być pewna, że ktoś ją przede mną czytał). 
Masz konto jedynie na Lubimy Czytać, czy także na innych tego typu portalach?
Mam konto na Lubimy Czytać i Biblionetce, ale na obydwu portalach moja aktywność ogranicza się do minimum, a w ostatnim czasie dosłownie zamarła. 

Facebook czy Twitter?
Facebook. Szczerze mówiąc, póki co nawet nie mam konta na Twitterze.

Teraz pora na moje pytanka:

1. Jakich bohaterów nie znosisz w książkach?
2. Kiedy przeczytałaś swoją pierwszą w życiu książkę?
3. Czy masz jakąś postać książkową, z którą się utożsamiasz?
4. Co byś zrobiła, gdyby ludziom nagle zabrakło pomysłu na nowe książki?
5. Księgarnia czy antykwariat?
6. Czy zdarza Ci się oceniać książkę po okładce?
7. Na jaką książkę masz aktualnie największą ochotę?
8. Książki... Mieć czy wypożyczać? Oto jest pytanie.
9. Jaka jest Twoja wymarzona książkowa podróż?
10. Czy któraś z przeczytanych książek stała się dla Ciebie inspiracją?
11. Czy chciałabyś napisać książkę? Jeśli tak, to o czym by ona opowiadała?

Do odpowiedzi nominuję dziewczyny z blogów:
http://zakurzone-zapiski.blogspot.com/
http://books-world-come-in.blogspot.com/
http://www.majuskula.blogspot.com/


Tymczasem żegnam Was (choć nie na długo).  Do zobaczenia już wkrótce! ;)

Kania Frania



Jeżycjada

"Feblik", czyli Jeżycjady ciąg dalszy...

13:52

Naprawdę trudno w to uwierzyć, ale "Feblik" jest już dwudziestą pierwszą częścią kultowej Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz!  Dla mnie osobiście każda kolejna powieść autorki to powrót do dzieciństwa, wizyta u starych, dobrych znajomych, okazja do jeszcze jednego spotkania przy dużym, kuchennym stole w kuchni przy Roosevelta 5. Nic dziwnego zatem, że mniej więcej coroczne czytanie kolejnej części serii stało się już moim czytelniczym rytuałem, który pozwala odprężyć się, zapomnieć o zmartwieniach i poczuć to, co w książkach pani Musierowicz zawsze mnie uderzało... Ogromną dawkę ciepła i miłości...

Tym razem co prawda borejkowskiej kuchni brak, ale za to odrobinę cienia w upalne lato roku 2013 możemy odnaleźć na równie przyjemnej werandzie Florków. Widzimy także rodzinę w całej okazałości. Jest protoplasta rodu, Ignacy, jest jego żona, wszystkie cztery córki i spora gromadka wnucząt (z wyjątkiem tych, które wyruszyły w wakacyjną wyprawę do dalekich krajów). Nie brakuje poważnych i mniej poważnych, rodzinnych rozmów przy stole, zwariowanych przygód, przypadków i zbiegów okoliczności. Czyli tego wszystkiego, do czego Małgorzata Musierowicz przez te wszystkie lata nas przyzwyczaiła. Możemy więc znaleźć spokój w pięknych okolicach Kostrzyna i leżąc na trawie obserwować niebo spadających gwiazd, możemy także podsłuchiwać, zaglądać przez dziurkę od klucza i do radosnej korespondencji. Z drugiej strony w powieści przebrzmiewają od czasu do czasu echa niesformułowanych wprost, lecz doskonale wyczuwalnych uwag na temat śmierci i przemijania.

Akcja "Feblika" dzieje się w te same wakacje, co akcja "Wnuczki do orzechów" Obie powieści czasowo częściowo się pokrywają, pokazują jednak wydarzenia z zupełnie różnych perspektyw. Czyja perspektywa jest w "Febliku" najbardziej wyeksponowana? Ignacego Grzegorza Stryby- studenta, poety, wrażliwca, introwertyka, intelektualisty, erudyty... Słowem osoby, na którą od zawsze miałam alergię. Ignacy był dla mnie postacią nie do przełknięcia. Taki delikatny, bojaźliwy, zupełnie niemęski, a zarazem zarozumiały i patrzący na innych z góry. Kiedy tylko dowiedziałam się, że ta książka opowiadać będzie o jego losach, od razu straciłam ochotę na jej przeczytanie. Przełamałam się jednak i... nie mogłam wyjść ze zdziwienia. Bo czy ten dorosły Ignacy z "Feblika" w czymkolwiek przypomina Ignasia sprzed lat z wyjątkiem skłonności do egzaltacji, umiłowania sztuki i poezji oraz posiadania rozległej wiedzy? Moim oczom ukazał się obraz dojrzałego, odpowiedzialnego mężczyzny, który, owszem, jest wrażliwy, ale potrafi stawić czoło rzeczywistości. 

Właśnie takiego Ignacego spotkała "dziewczyna z okładki"- Agnieszka, studentka ASP, artystka, borykająca się z problemami rodzinnymi, samotna, nieufna wobec świata i ludzi, a zwłaszcza męskiej części populacji. Dziewczyna poznaje go w zatłoczonym autobusie, a pretekstem do rozwinięcia znajomości staje się pewien kłopotliwy wazon i sztaluga w rękach nieobliczalnej Gorgony. Wydaje się, że Musierowicz w poczuciu sprawiedliwości po obdarowaniu Józinka (teraz Józefa) miłością w postaci spadającej z orzecha Doroty we "Wnuczce do orzechów", postanowiła tak samo postąpić wobec Ignacego, który po ostatnich przykrych przeżyciach związanych z osobą McDonaldusi, jak to mawiała Ida, nie mógł złapać emocjonalnej równowagi. Agnieszka zatem od pierwszych kart powieści wydaje się być wręcz dla niego stworzona i dostrzegają to wszyscy z wyjątkiem samych zainteresowanych, którzy naiwnie wypierają się wszystkiego, co mogłoby ich połączyć. Można powiedzieć, że Aga i Ignaś uciekają golfem przed przeznaczeniem, które i tak w końcu musi zatryumfować. 

Wiele osób oskarża Małgorzatę Musierowicz o słodką naiwność, która zdaje się promieniować z jej książek i anachronizm opisywanych postaci. Borejkowie właściwie się nie zmieniają z biegiem upływających lat. Są tak samo dobrzy, życzliwi, serdeczni i gościnni, że tworzy to dziwny dysonans z tym, co obserwujemy wokół siebie. Niektórych "niezmienni" i "nienowocześni" Borejkowie denerwują. Przecież nikt tak teraz nie mówi, nikt nie rozmawia o miłości, szczęściu, sztuce, społeczeństwie... To prawda, że "Feblik" to powieść bardzo przewidywalna, niemal nierzeczywista, a wykreowany świat i postacie sprawiają wrażenie bajkowych. Ale przecież w książkach o to chodzi, by oderwać się od szarej rzeczywistości, znaleźć otuchę... Książki są po to, by nas pokrzepić, dodać sił, obdarzyć jakimś pięknym uczuciem.Tego okrutnego, brutalnego świata wojen, braku ludzkiej życzliwości i egoizmu mamy przecież nadto. A tak, jak w "Febliku" mogłoby być. Przecież tacy ludzie, jak Borejkowie istnieją... Muszą istnieć...

Nie należy ukrywać, że "Feblikowi" daleko do literackiego arcydzieła. Pod żadnym względem nie jest on idealny, jego akcja nosi ślady ułomności (przewidywalność, przewidywalność i jeszcze raz przewidywalność), to samo można powiedzieć o niektórych bohaterach. "Feblika" zdecydowanie nie można nazwać najlepszą częścią Jeżycjady. Trudno by było zakwalifikować go nawet do pierwszej dziesiątki. Jest za to zdecydowanie lepszy od felernej "McDusi" (nadal utrzymuję, że tamta książka musiała być owocem jakiegoś nieporozumienia), a to już naprawdę duży plus. W sumie zarówno tę, jak i poprzednią powieść pani Musierowicz można skwitować jednym jedynym słowem: przyjemna.


Nie zważając na opinie krytyków, czekam na następną część Jeżycjady. Kim będzie tytułowa "Ciotka zgryzotka"? Tego dowiemy się już niebawem.

Książniczka

Wielki powrót Świata Kani Frani!

16:13

Muszę szczerze przyznać, że czekałam na tę chwilę przez wiele (zdecydowanie zbyt wiele) miesięcy. 

No więc UWAGA, UWAGA: Świat Kani Frani na nowo otwiera swoje podwoje, wyłaniając się tym samym z bardzo przykrego, internetowego niebytu. A może raczej nie on sam (nic przecież w ,,Internetach" nie ginie: strona jak była, tak jest i najpewniej będzie), lecz jego autorka-kreatorka, która zaniedbała swojego bloga do niemożliwości i czuje teraz z tego powodu kłujące wyrzuty sumienia. A co najgorsze, zupełnie wyszła z wprawy i zapomniała już, jak się pisze wpisy. Pragnę zatem z góry przeprosić za to, co będzie wychodziło spod jej klawiatury w najbliższym czasie oraz prosić o cierpliwość, która swoją drogą na ogół nie jest obca molom książkowym. 


Co było powodem nieoczekiwanego rozstania? Odpowiedź na to pytanie nie będzie z pewnością ani oryginalna, ani specjalnie usprawiedliwiająca, ale za to prawdziwa. Do ,,zawieszenia działalności" przyczyniło się wiele spraw może nie ,,ważniejszych", ale koniecznych, z którymi trzeba było się jak najszybciej rozprawić. Niestety okazały się pochłaniaczami czasu i nie zostawiły miejsca na czynności o wiele bardziej inspirujące. Nawet takie, jak czytanie książek, które rzeczywiście CHCE się przeczytać, a nie MUSI. Jednym słowem: wygrały.

Ale teraz, gdy choroba zwana chronicznym brakiem czasu nareszcie mnie opuściła, postanowiłam wziąć się na nowo do dzieła. Odkurzyłam klawiaturę, sporządziłam listę planowanych recenzji i drugą- must read. A co najważniejsze wyznaczyłam sobie kilka nowych, blogowych celów i postanowień. 

Po pierwsze: będę pisała regularnie, czyli nie co pięć miesięcy ;), ale raz w tygodniu.

Po drugie: przeczytam całe mnóstwo cudownych książek, na które miałam ochotę w czasie książkowej wegetacji i przed nią.

Po trzecie: na blogu pojawi się cykl wpisów związanych z tematyką książek, choć jeszcze nie wiem, czego konkretnie będzie dotyczył.

Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko zrealizować, choć wiadomo, jak to jest z postanowieniami... Nowy początek niesie jednak ze sobą optymizm i energię. Czytać, pisać, działać... Czy to nie wspaniałe?

Na starcie rewolucji brak. W Świecie nadal będzie można znaleźć recenzje książek. Możliwe, że od czasu do czasu pojawią się tu także opinie na temat wyjątkowych filmów. Czyli po staremu. 


Martwią mnie tylko moje umiejętności po tak długiej przerwie. Czy będę potrafiła napisać coś interesującego? I czy komuś się to spodoba? Bloger przecież pisze przede wszystkim dla ludzi i chce być z nimi w kontakcie, znać ich spostrzeżenia, odczucia, reakcje. 

Ale co tam... Jeszcze jeden początek, jeszcze jedna przygoda... Warto zaryzykować. 

Bieg po marzenia- ,,Bieg po życie"

15:33





Lopez Lomong- wybitny, amerykański sportowiec, biegacz, olimpijczyk i... zagubiony chłopiec z Sudanu, który by osiągnąć marzenie biegu na olimpiadzie musiał najpierw wygrać znacznie ważniejszy bieg. To właśnie on opowiada nam swoją niezwykłą historię życia. Opowiada o wszystkich koszmarach, z którymi jako dziecko musiał się zmierzyć, o wszystkich przeciwnościach, , które pokonał, o swoich sukcesach, porażkach, smutkach i radościach. Słowem, o całym swoim życiu, które jest jednym wielkim biegiem.

Lomong jako sześciolatek został odebrany swoim rodzicom przez rebeliantów razem z wieloma innymi małymi chłopcami. Wszyscy zostali zamknięci w małej, cuchnącej chałupie. Lopez codziennie był świadkiem śmierci swoich towarzyszy, którzy nie mogli znieść nieludzkich warunków, braku jedzenia, wody i higieny. Umierali z głodu i chorób. Starsi chłopcy byli przygotowywani do służby wojskowej, młodsi (tacy jak Lomong) zostali skazani na powolną śmierć. I wtedy zjawili się Aniołowie. Trzech małych chłopców pomogło Lopezowi uciec z piekła. Razem biegli trzy dni i trzy noce, uciekając przed pościgiem. W końcu Lopez trafił do ośrodka dla uchodźców- Kakumy, który wcale nie okazał się ziemią obiecaną. Tam bieganie stało się dla niego sposobem na oderwanie myśli od rozpaczy i tęsknoty za rodzicami. Po długich dziesięciu latach, dzięki adopcji, Lopez trafił do Stanów Zjednoczonych, gdzie dostał to, na co czekał przez wiele lat: ciepło, dom, miłość i rodzinę. Jego marzenia zaczęły się spełniać.

,,Bieg po życie" to dobra propozycja dla wszystkich, którzy lubią prawdziwe historie i odważnych, pełnych wewnętrznej siły ludzi. Dla tych, którzy szukają inspiracji i chcą pobiec po swoje marzenia. Dla tych, którzy, tak jak Lopez, nie tracą nadziei i dla tych, którzy tę nadzieję stracili. Dla wrażliwców i fanów happy endów. A przede wszystkim dla tych, którzy nie wierzą w cuda, by na własne oczy mogli się o nich przekonać.

Historia Lomonga to nie tylko historia biednego,pokrzywdzonego przez los chłopca, ale także wytrwałego sportowca, który nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach i rodakach w Sudanie Południowym, którzy wciąż muszą mierzyć się z rzeczywistością. Lopez z biednego chłopca, potrzebującego pomocy wyrósł na mężczyznę, chcącego swoją pomocą obdarować świat. Jego bieg po życie nadal trwa. Lomong zachęca, abyśmy i my do niego dołączyli.


Nie musi się być ocalonym z obozu dla uchodźców, aby walczyć o swoje życie i zmieniać coś w życiu innych.
 Zatem pobiegnijmy razem z nim! 



Za możliwość poznania historii Lopeza Lomonga dziękuję wydawnictwu SQN.




LBA

Liebster Blog Award- odsłona numer dwa

17:44





Czym jest Liebster Blog Award wie już chyba każdy, a nawet jeśli nie wie, to wiedza ta nie jest tajna. Ktoś pisze pytania, kto inny odpowiada i podaje dalej. Proste. Osobiście bardzo lubię brać udział w tej zabawie, ale po moim ostatnim LBA całkowicie straciłam nadzieję, że ktoś mnie nominuje. Jestem beznadziejna w odpowiadaniu na pytania i najczęściej moje odpowiedzi dotyczą zupełnie czegoś innego niż powinny dotyczyć (,,powinny"? czy Kania Frania zna takie słowo?). Często zdarza się, ze co innego chcę na napisać, a co innego wystukuje niepokorna klawiatura. Takie jest już moje życie. Niemniej jednak miło się czasami zabawić w udzielanie wywiadów. Bardzo dziękuję za nominację Mirya (Miryi?! Aaaaa! Jak to się odmienia?). 
No to do dzieła!

1. Czego ostatnio najczęściej słuchasz? Może to być konkretny zespół bądź po prostu gatunek muzyczny.




Muzyka, której słucham nie zmienia się od ok. roku (co najwyżej wprowadzam na playliście małe poprawki). Uwielbiam różnorodność i za żadne skarby nie chcę się zamykać w schematach i segregować muzyki na gatunki, które lubię i których nie lubię. Najczęściej jednak obracam się w kręgach: indie rocka, indie popu, alternatywy, musicalu i jazzu. Ale wielką sympatią darzę również poezję śpiewaną (moja krainka łagodności: Stare Dobre Małżeństwo, Wolna Grupa Bukowina, Dom o Zielonych Progach :) ).Jestem bezgranicznie zakochana w Meli Koteluk, a piosenki Curly Heads i Kasi Nosowskiej wprowadzają mnie w bardzo miły stan, który trudno określić. Po prostu jest. Wierzcie na słowo albo sami posłuchajcie.
A to moje najnowsze, nieoczekiwane odkrycie, którego także bardzo przyjemnie się słucha:


2. Jaki był najlepszy spektakl, który widziałeś/aś w teatrze?



Muszę się tutaj spłonić ogniście czerwonym rumieńcem, gdyż do teatru chadzam bardzo rzadko i z tak niewielkiej liczby obejrzanych spektaklów bardzo trudno jest wybrać coś ,,ulubionego". Stale obiecuję sobie poprawę i nic z tego. Zawsze jest coś ,,ważniejszego" od rozwijania swojej wrażliwości i gustów teatralnych.



W tym przypadku może podam jakiś spektakl muzyczny względnie operę. ,,Upiór w operze" zrobił na mnie wielkie wrażenie. W najbliższym czasie wybieram się też na ,,Mamma Mię" (o której słyszałam wiele dobrego), więc może ona zajmie miejsce lidera. ;)

3. Która książka zaskoczyła Cię w pozytywnym znaczeniu tego słowa?



,,Pan Tadeusz". Myślałam, że nie przetrawię, a to taka cudowna lektura.



 4. Możesz zmienić jedną swoją cechę. Co to będzie i dlaczego?



Zmieniłabym w sobie całą masę rzeczy, ale tak najbardziej to chyba chciałabym być bardziej odważna i pewna siebie. W wielu sytuacjach bardzo mi tego brakuje, ale wierzę, że kiedyś posiądę tę cechę (#marzenia).




5. Twój narzeczony/Twoja narzeczona pozwala Ci zaprosić na wasz ślub pięć fikcyjnych bohaterów. Kto dołączy do listy i dlaczego?

Eeeech... To naprawdę trudna decyzja. Najchętniej zaprosiłabym cały tłum książkowych postaci, ale skoro pięć, to pięć. Na pewno wśród nich znalazłaby się nieoceniona Ania Shirley, czyli moja ruda druhna-bratnia dusza. Chętnie zaprosiłabym również Peetę Mellarka (choć jego obecność mogłaby spowodować moją ucieczkę spod ołtarza ;) ). Następna osoba to urocza złodziejka książek- Liesel (chyba nawet wiem, co dostałabym od niej w ślubnym prezencie). Liesel mogłaby wziąć ze sobą Maxa. Może ja także dostałabym od niego śliczną, ręcznie ilustrowaną książeczkę? Na moim przyjęciu nie mogłoby zabraknąć także mojej tolkienowskiej BFF- Eowiny. A skoro ją zapraszam, to zaproszenia nie mogę odmówić Faramirowi. Jak by to wyglądało? :)


6. Podaj nazwisko pisarza, którego styl najbardziej Ci się podoba.



Znowu się powtarzam. :)  Tym pisarzem jest pani Małgorzata Musierowicz, czyli moja czarodziejka słowa, która w swoich książkach potrafi stworzyć niezwykłą atmosferę ciepła i miłości. Kto jeszcze nie czytał, niech sięgnie po Jeżycjadę koniecznie. Tak miło jest sobie posiedzieć w ciepełku borejkowskiego zacisza przy Roosvelta 5.


7. Na jakim filmie ostatnio płakałaś/eś?


Jestem okropną beksą i beczę niemal na wszystkich oglądanych filmach. Ostatnio płakałam, oglądając ,,Nędzników" (piosenka Fantine i poruszająca końcowa scena). Tak swoją drogą to gorąco polecam wszystkim ten musical! Jest po prostu doskonały!


8. Możesz dostać talent do czegokolwiek (przykładowo malarski, aktorski, pisarski, itp.). Co wybierzesz i dlaczego?


Żaden z wymienionych. Muzyczny. Czuję w sobie tę nieodpartą chęć śpiewania, nad którą nieraz trudno mi zapanować (co odbija się na mojej rodzinie i przyjaciołach, którzy wyrażają ,,umiarkowany entuzjazm" wobec moich zapędów :) ).

9. Dostajesz czek na porządną sumę pieniędzy, ale musisz założyć własną działalność. Co to będzie?



Ogromniasta biblioteka, księgarnia albo wydawnictwo. Plusem tego ostatniego byłoby dawanie młodym, utalentowanym pisarzom szansy na rozwinięcie swojej literackiej kariery. Z drugiej strony przesiadywanie całymi godzinami, dniami i miesiącami we WŁASNEJ bibliotece musi być czymś niesamowitym.


10. Wrzuć zdjęcie/komiks/filmik - cokolwiek co ostatnio Cię rozbawiło.


Rozbawiło? Przeraziło? Zelektryzowało? Nie wiem, co ten filmik ze mną zrobił, ale na pewno nie obejrzałam go z obojętnością.


Ja wiem, że to też jest sztuka. Nie mogłam jednak powstrzymać się od śmiechu. To było takie... niespodziewane! Pani Ono, bardzo przepraszam!

A oto moje pytanka:
1. Jeśli miałabyś napisać książkę, to o czym?
2. Na myśl, o której z przeczytanych książek dostajesz dreszczy?
3. Z którym z książkowych bohaterów chciałabyś się zamienić?
4. Spektakl na podstawie której książki chciałabyś obejrzeć?
5. Jaka jest Twoja ulubiona piosenka?
6. Gdyby na świcie nie było książek, to...?
7. Którą z książek czytałaś najwięcej razy?
8. Wolisz oglądać filmy w kinie czy w domu?
9. Jakiego gatunku muzycznego nie możesz znieść? Dlaczego?
10. Gdybyś do końca życia miała wykonywać tylko JEDNĄ czynność, to co by to było?
11. Kino, teatr czy opera?


Nominuję, nominuję:




Książniczka

,,Drzewo migdałowe"- drzewo przebaczenia

20:44

Są takie książki, które otwierają nam oczy i uwrażliwiają na ludzkie cierpienie. To dzięki nim dostrzegamy coś, czego wcześniej nie widzieliśmy albo, co gorsza, po prostu nie chcieliśmy widzieć. To takie nasze małe okna na świat, które czynią nas lepszymi ludźmi, nie skupiającymi się wyłącznie na własnych problemach. Jedną z takich książek jest ,,Drzewo migdałowe".

Ahmad Hamid wychowuje się w małej palestyńskiej wiosce. Jako dziecko jest niemym świadkiem ogromnego cierpienia własnego narodu. Żyje w ciągłym strachu przed przyszłością, która w każdym momencie może przynieść ból, wygnanie lub śmierć. Wychowuje się w środowisku nieufności i nienawiści, której gorzkie owoce odczuł na własnej skórze. Śmierć malutkiej siostry, przymusowe przesiedlenie oraz skazanie Baby na 14 lat więzienia odciskają na nim piętno. W bardzo młodym wieku musi stawić czoło wszystkim przeciwnościom losu i podjąć morderczo ciężką pracę, by utrzymać liczną rodzinę. Nieoczekiwanie furtką do lepszego świata okazuje się jego niezwykły talent matematyczny. Mimo sprzeciwu matki i wewnętrznego niepokoju (przecież jest Palestyńczykiem!) postanawia zawalczyć o swoją przyszłość. Zdaje sobie sprawę, że jego nieprzeciętny umysł może stać się narzędziem do odmienienia losu bliskich.

,,Drzewo migdałowe" to niezwykła opowieść o chłopcu, którego marzenia zaprowadziły na sam szczyt. O człowieku, który nigdy nie stracił nadziei na lepsze jutro zarówno dla siebie, jak i całego narodu palestyńskiego. Opowieść z historią w tle. Historią nie tak wcale odległą, a rozgrywającą się na naszych oczach. Tłem jest tutaj konflikt izraelsko-palestyński, który trwa już dziesiątki lat, pozbawił życia wiele setek tysięcy (jeśli nie milionów) ludzi, a jeszcze więcej pozbawił domu i rodziny. Cały spór podsycany jest nienawiścią obu stron, której doświadczali niemal wszyscy bohaterowie powieścin, a w których determinowała ona zupełnie różne postawy. Postawy przebaczenia, nadziei, strachu, goryczy czy też gorącej żądzy zemsty.

Nienawiść to karanie samego siebie.
Ta książka to opowieść nie tylko o nienawiści i wrogości, ale także o wartościach takich, jak miłość, przyjaźń i rodzina. To piękna historia przebaczenia, które jest możliwe, potrafi przemieniać zło w dobro, a także stać się solidnym fundamentem czegoś pięknego. ,,Drzewo migdałowe" mówi o dawaniu ludziom szansy i łamaniu schematów. To także sztandar nadziei i marzeń, które mogą się spełnić tylko wtedy, gdy naprawdę w nie uwierzymy.

,,Drzewo migdałowe" to nie tylko ważny temat, ale też mistrzowskie wykonanie. Język powieści jest barwny i ciekawy. Bardzo łatwo jest wciągnąć się w fabułę, co w moim przypadku okazało się zgubne. :) Poza tym wszystko, co zostało przedstawione w książce jest bardzo realistyczne. Doskonale zarysowane postacie, świetna fabuła i całkowita nieprzewidywalność. Oto ,,Drzewo migdałowe".

,,Drzewo migdałowe" głęboko mnie poruszyło. Podczas czytania zostałam dosłownie zalana przez uczucia. A raczej całą paletę uczuć, od przerażenia po wzruszenie i radość.Ta książka to doskonała słodko-gorzka opowieść, w której nie brakuje smutku, ale także nadziei. Oby ta nadzieja na lepszą przyszłość dotarła do wszystkich mieszkańców Izraela.




Za udostępnienie egzemplarza powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.



Książniczka

,,Kochałam Tyberiusza", czyli o przeklętej miłości

15:41

O starożytnym Rzymie napisano już naprawdę wiele, a jednak mimo to nadal można znaleźć coś, o czym nie napisano ani słowa. Wiele pozostało zapomnianych słów, dni i postaci. Wiele wydarzeń umknęło , by pisarze, tacy jak Elizabeth Dored mogli je odszukać i odsłonić na nowo. ,,Kochałam Tyberiusza" to próba zmierzenia się z przeszłością, zmazania skazy, zagłuszenia niesprawiedliwego wiatru historii, którego echa słyszymy do dziś. Powieść wciąż budzi wiele kontrowersji i rozpala umysły czytelników na całym świecie, którzy szukają w niej prawdy o jednej z najbardziej tajemniczych postaci starożytnego Rzymu.

Książka jest właściwie swojego rodzaju pamiętnikiem cesarskiej córki- Julii. To bardzo szczera spowiedź, w której relacjonuje ona swoje życie od początku do końca bez żadnych niedomówień. Julia odsłania wszystkie swoje największe sekrety, cierpienia, radości i niepokoje. W swojej historii pokazuje życiową walkę między sercem a poczuciem rodowej odpowiedzialności. Między gorącym uczuciem a posłuszeństwem wobec wielkiego Augusta. Czytając, widzimy, jak Julia z młodej kobiety z wieloma marzeniami zamienia się w troskliwą, odpowiedzialną żonę i matkę, która musi wyrzec się dziewczęcej miłości i podążyć wyznaczoną jej drogą. Główna bohaterka zachwyca. Została przedstawiona jako piękna, mądra i dobra kobieta, która postanowiła walczyć o swoje szczęście. Cesarska córka w pełnym tego słowa znaczeniu. Kobieta z klasą, pełna godności i dostojeństwa, a przy tym bardzo czuła i wrażliwa.

,,Kochałam Tyberiusza" to wzruszające dzieło o wielkim uczuciu i oddaniu, które przetrwa wszelkie przeciwności losu i próbę czasu. Uczucia, które wciąż się zmienia, dojrzewa, ewaluuje z młodzieńczego zauroczenia w wielką miłość, którą przerwać może tylko śmierć.
Pod magnoliami stała ławka. Usiadłam cichutko i wsłuchiwałam się w swoje serce.
Tyberiusz... Tyberiusz... Tyberiusz- śpiewało serce, w końcu wzięłam patyk i pisałam jego imię wkoło ławki.
Mimo wielkiej miłości, jaką Julia darzyła Tyberiusza nie było jej dane go poślubić. Została wydana za kuzyna Marcellusa, a potem dużo od niej starszego przyjaciela ojca- Marka  Agryppę, przy którym dopiero odnalazła szczęście. Nie chciała ich poślubić, a mimo to nie ośmieliła się sprzeciwić woli ojca. Dopiero po tajemniczej śmierci swoich małżonków jej marzenie miało się ziścić. Resztę swojego życia miała spędzić u boku ukochanego Tyberiusza.  Życie napisało jednak inny scenariusz, zaopatrując go w zaskakujące zakończenie.
Przeklęta!
(...) Jestem przykuta do ostrych głazów Pandatarii, wiem, że za moimi plecami ręka ojca podnosi się do uderzenia.
,,Ojcze- szepczę- ojcze, spojrzyj na mnie."
Ta książka to nie tylko kusząca propozycja dla zafascynowanych starożytnym Rzymem, ale dla wszystkich, którzy choć przez chwile chcą się znaleźć w niezwykłym świecie Cesarstwa. Dla wszystkich, którzy chcą przenieść się do czasów wielkich miłości, namiętności, bogactwa, ale także intryg i podstępnych, politycznych gier. Cały ten świat został opisany przez Dored z niebywałą biegłością, z najmniejszymi szczegółami, które w wielu przypadkach odpowiadają prawdzie historycznej. Niesłychana jest także ilość wątków. Oprócz głównego- miłości, pojawiają się także takie, jak działalność Liwii Druzylli, czyli okrutnej Parki Losu.

 Ktoś kiedyś opowiadając mi o tej książce powiedział, że jest po prostu ,,poruszająca". Muszę przyznać, że miał rację. To tragiczna historia kobiety, która mimo wielkiej woli walki została skazana przez współczesnych na potępienie. A jej imię do dzisiaj jest przeklęte.

TAG

Literackie miasteczko tag

14:27

Do tego tagu nominowała mnie wole książki, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. 
Od razu bardzo mi się spodobał, bo ja wprost uwielbiam obsadzać ludzi w różnych rolach, nawet jeśli nie do końca im to odpowiada. :) Chętnie także znajdę różnym postaciom książkowym zajęcie w moim literackim miasteczku. 


1. Ratusz

Ratusz to miejsce kogoś, kto zarządza miastem, a więc potrzebna mi postać, która potrafi sprawować władzę. Trudno tu o lepszego kandydata niż Aragorn. Prawdziwy król. Mądry i szlachetny. I choć zdecydowanie nie należy do moich ulubionych bohaterów, to z pełnym zaufaniem mogę mu powierzyć władzę w moim miasteczku.




2. Sklep

To dopiero drugi punkt, a ja już się zacinam. No cóż... Nic mi nie przychodzi do głowy... Chociaż... Może Sanderus? Nie do końca uczciwy handlarz z ,,Krzyżaków"? Z braku innych kandydatów zostaje przyjęty, a że umie ludziom opchnąć niemal wszystko... ;) 


3. Zoo


W ZOO mógłby pracować Roger z ,,Pana Holmesa". Nie wiem, jakimi uczuciami darzył inne zwierzęta, ale bardzo kochał pszczoły. Pasowałaby tu także Dorotka- moja kochana bohaterka ,,Wnuczki do orzechów"- wielka miłośniczka przyrody i uczennica liceum ekologicznego.

Wiem natomiast, kto do pracy w ZOO się nie nadaje- ja. ;)
4. Klub

Nie ma pojęcia, co napisać. Czytałam bardzo mało ,,imprezowych" książek, więc może przekornie umiejscowię w klubie Nerona, bohatera ,,Qvo Vadis". Ten to się umiał ,,bawić". :D

A tak na poważnie, to duszą imprezowicza wydaje mi się być Michał Wierzbicki z książki Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk ,,110 ulic".

5. Kawiarnia
Ach ta kawiarnia! Rzadko napotykam się w książkach na postacie sympatyczne, towarzyskie i do tego jeszcze dobrze karmiące. Moją literacką kawiarenkę powierzam Maryli z Zielonego Wzgórza. Może niezbyt miłej i ciepłej w obejściu, ale za to z wielkim talentem kulinarnym!

6. Szkoła

Zdecydowanie Profesor Dmuchawiec, czyli (nie)zwyczajny nauczyciel.

7. Muzeum


Niech będzie Gimli. Oczywiście chodzi tu o Muzeum Geologiczne gdzieś pod ziemią albo najlepiej we wnętrzu góry.


Czy to nie jest twarz muzealnika?
8. Szpital

Prim w ,,Kosogłosie" z oddaniem pomagała rannym. Świetnie znała się na medycynie, więc praca pielęgniarki albo lekarki wydaje się być dla niej idealna.

9. Bank

Bankier z ,,Małego Księcia", czyli odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.



Skoro umie liczyć gwiazdy, to pieniądze chyba też?

10. Księgarnia

Ignacy Borejko z mojej ulubionej serii (,,Jeżycjady") pasuje tutaj, jak nikt inny. Książkoznawca, bibliofil i miłośnik klasyki. Doskonałą osoba za bibliotecznym biurkiem.

11. Autobus, czyli kierowcy do kolejnych miasteczek. Do tagu nominuję autorów blogów:


CynamonKatieBooks
Sara Gray
Olivie Fray
Ruby
Julia Nowicka

Czekam na następne literackie miasteczka. Jeśli już takie stworzyliście, podsyłajcie linki. Jeśli nie, gorąco was do tego zachęcam. :)

TAG

Oscarowy Tag książkowy

12:46




To była miłość od pierwszego wejrzenia. Odkąd pierwszy raz zobaczyłam ten Tag nie mogłam wyjść z podziwu. Marzyłam o tym, żeby go zrobić, z niecierpliwością czekałam aż ktoś mnie do zabawy zaprosi, a nawet w akcie desperacji postanowiłam na takowe zaproszenie nie czekać i wziąć sprawy we własne ręce. Ale potem... wpadłam na szaleńczy plan stworzenia Tolkienowskiego Tagu książkowego i zapomniałam o wszystkim innym. Łącznie z Oscarowym Tagiem Książkowym. Ale, że co się odwlecze, to nie uciecze, Tag sam mnie odnalazł. A konkretnie za sprawą Matyldy, spiritus movens, której jestem ogromnie wdzięczna za nominację.

Nagroda Akademii Filmowej, czyli Oscar dla najlepszej (póki co) książki wydanej w 2015 roku

Na szczęście nie mam z tym pytaniem problemu, ponieważ dotychczas przeczytałam tylko jedną książkę wydaną w tym roku, czyli ,,Pakt Piłsudski-Lenin", czyli kolejne kontrowersyjne dzieło pana Piotra Zychowicza. Chcąc- nie chcąc muszę uznać ją za najlepszą. :)
Wśród nowości jest taka książka, która na mnie czeka i po którą sięgnę tak czy inaczej. A jest nią biografia wielkiej indywidualności- ,,Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak".

Oscar dla najlepszego aktora pierwszoplanowego, czyli Twój ulubiony główny bohater

Poproszę następne pytanie... Bardzo rzadko czytałam książki, których głównym bohaterem był mężczyzna. Jakby się tak zastanowić to mam dwa typy. 
Pierwszy to prawdziwa literacka ikona, czyli Sherlock Holmes. Bohater nietuzinkowy, niepokorny, inteligentny, powściągliwy, chłodny, elegancki i tajemniczy... A ponadto skrzypek, bokser, naukowiec- pasjonat i NARKOMAN, zakochany w kokainie.
Drugi to Santiago ze ,,Starego człowieka i morze", czyli człowiek doświadczony , wytrwały i silny. A do tego posiadający niezwykłą życiową mądrość. 

Oscar dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, czyli Twoja ulubiona główna bohaterka

W książkach bardzo lubię postacie kobiet silnych. Moja ulubiona bohaterka nie jest może sztandarowym przykładem takiej osoby, a jednak zaskarbiła sobie moją sympatię. Jest nią Elżbieta Bennet z ,,Dumy i uprzedzenia". Rozsądna, zdecydowana, inteligentna i czasem nieco ironiczna, a przy tym niepozbawiona uczuć i sentymentów. Moje całkowite przeciwieństwo, a jednak wydała mi się dziwnie bliska i przez cały czas czytania powieści nieustannie jej kibicowałam. 

Oscar dla najlepszego aktora drugoplanowego, czyli Twój ulubiony drugoplanowy bohater

Bezdyskusyjnie-Peeta Mellark. Wydaje mi się, że na tym blogu powiedziałam już o mojej fascynacji tą postacią wszystko, co miałam do powiedzenia, więc nie będę się powtarzać. 

Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej, czyli Twoja ulubiona drugoplanowa bohaterka

No i co się tak na mnie patrzysz?
No i tutaj nie wiem, co powiedzieć. Niby tyle jest niezwykłych postaci kobiecych w książkach, a w tej chwili mam zupełną pustkę w głowie. Może Ida Borejko? A zwłaszcza jej najnowsza odsłona z ,,Wnuczki do orzechów" pod tytułem postrzelona wariatka po czterdziestce.

Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, czyli książka, na której tłumaczenie czekacie z niecierpliwością

Z przykrością muszę stwierdzić, że chyba takiej nie ma. :(

Oscar za najlepszy pełnometrażowy film animowany, czyli Wasza ulubiona powieść dla dzieci

Trudno mi wybrać jedną, bo jak dzieciństwo długie, tak wszystko się w nim zmieniało. Najpierw była chyba ,,Ania z Zielonego Wzgórza". A potem ,,Opowieści z Narnii". Między czasie pojawiały się także inne powieści, takie jak ,,Mała księżniczka" i ,,Mały lord" Frances H. Burnett oraz książki Edith Nesbit, ale żadna z nich nie mogła się równać z tamtymi dwoma.

Oscar za najlepszy krótkometrażowy film animowany, czyli Wasz ulubiony zbiór bajek dla dzieci

Bajek znaczy baśni? Tutaj nie mam żadnego dylematu. ,,Baśnie" Andersena były u mnie czytane każdego wieczoru, a moja miłość do nich trwa do dzisiaj.


Oscar za najlepszy montaż, czyli najlepiej wydana
(pod względem graficznym) książka

Bardzo podobają mi się filmowe okładki wszystkich części ,,Igrzysk śmierci". Są naprawdę przepiękne i takie wyraziste. Kiedy trzymam książkę w ręce, mam wprost wrażenie, że ogień pali moje dłonie.






Oscar za najlepszą muzykę filmową, czyli książka z muzyką w tle

 ,,Złodziejka książek". Gdy o niej pomyślę, słyszę dudy Hansa.

Oscar za najlepsze kostiumy, czyli najlepsza powieść historyczna

W swoim życiu przeczytałam naprawdę całe mnóstwo książek historycznych (i pseudohistorycznych), a i tak na najwyższym stopniu podium stać będzie ,,Pakt Ribbentrop-Beck", czyli książka, która całkowicie odmieniła mój światopogląd. Książka ,,bluźniercza", która zaprzecza niemal wszystkiemu, o czym uczymy się w szkołach. Wszystkim ją obsesyjnie polecam.

Oscar za najlepszą reżyserię, czyli Twój ulubiony autor/ulubiona autorka

Nie jest tajemnicą, że ulubioną autorką Kani Frani jest Małgorzata Musierowicz. ;)

Oscar za najlepszy scenariusz adaptowany, czyli Twoja ulubiona ekranizacja filmowa

Ta odpowiedź będzie niesamowicie nudna i przewidywalna. Nigdy nie przypuszczałam, że będę zmuszona powtarzać słowa wielu innych ludzi, ale cóż... ,,Władca pierścieni". Nie ma i chyba już nie będzie lepszej ekranizacji.


Oscar za najlepszy scenariusz oryginalny, czyli książka, którą chętnie zobaczysz na dużym ekranie

To, co powiem będzie odrobinę dziecinne, ale z największą chęcią zobaczyłabym wszystkie pozostałe części ,,Opowieści z Narnii" (łącznie z ,,Ostatnią Bitwą", której czytanie było czynnością traumatyczną i przybiło mnie na wiele długich godzin).

Oscar za najlepsze zdjęcia, czyli książka, w której pojawiają się zdjęcia i ilustracje

Mam wydanie ,,Hobbita" z takimi cudnymi ilustracjami, że nic nie może się im równać. Trudno w to uwierzyć, ale dodają czytaniu jeszcze więcej magii. Można powiedzieć, że w jednej książce czarodziej pióra spotkał się z czarodziejem pędzla.

Oscary honorowe i specjalne, czyli Twoja ulubiona książka uhonorowana nagrodą literacką

,,Zabić drozda", czyli książka nagrodzona nagrodą Pulitzera z początku bardzo przeze mnie dyskryminowana. Jako zadośćuczynienie przyznaję jej tego Oscara. :)

TADAAAAAM!

Tym samym kończę rozdanie nagród Akademii Książkowej. Przewodniczącym Kapituły była Kani Frania, która świetnie się przy tym Tagu ubawiła, ale i napociła się niemało.
Teraz czas podzielić się niewątpliwym szczęściem rozdawania książkowych Oscarów, czyli na nominacje. 
 Clevleen oraz wszystkich innych, którzy chcą się zabawić i przy okazji trochę się pomęczyć.