Książniczka

TOP 6 lektur szkolnych

18:00

Lektura szkolna... to brzmi zniechęcająco. A jak jeszcze do tego jest z gwiazdką to dopiero tragedia! Już sam fakt włączenia jakiegoś utworu literackiego do kanonu lektur szkolnych nie świadczy o nim zbyt dobrze. Od razu można się domyślić, że będzie nudny i nieznośnie pouczająco-moralizujący, czyli ze skłonnością do traktowania młodego czytelnika tak, jak zwykło się go traktować w polskim systemie nauczania. Z góry, jak nieoczytaną, mało elokwentną sierotę ze śladową wrażliwością, ograniczoną umiejętnością przetwarzania informacji, która musi mieć wszystko podane na tacy, a najlepiej to jeszcze rozdrobnione i przetworzone do maksimum, żeby mogło się lepiej przetrawić. Słowem: duża część lektur to rozmielona mamałyga, po której po prostu robi się człowiekowi niedobrze. A Ci, którzy literaturę znają tylko ze szkolnych lekcji zaczynają patrzeć ze wstrętem na czytanie jakichkolwiek książek, często bezpowrotnie je porzucając. Ale przecież nie wszystkie lektury są takie. Podczas mojej dotychczasowej edukacji trafiły się prawdziwe perły (czekam na kolejne!), które przeczytałam z nieukrywaną przyjemnością, zachwytem, wypiekami na policzkach i, o których myślałam, jeśli nie przez długie miesiące czy tygodnie, to na pewno godziny. Wiele z nich stało się źródłem bezcennej inspiracji, czymś, dzięki czemu odnalazłam mnóstwo odpowiedzi na pytania, które mnie nękały. Tych książek nigdy nie odstawia się na półkę. One pozostają w nas. O nich się myśli w wielu momentach życia, przypomina sobie cytaty, wydarzenia i postacie...

lektury szkolne online

Oto lista sześciu z nich. Mój wybór jest bardzo subiektywny i, powiedziałabym, chwilowy. Kto wie czy jutro, za miesiąc czy za rok lista nie będzie wyglądała zupełnie inaczej? Kto wie czy to, co mnie dzisiaj urzeka, nie będzie miało po pewnym czasie żadnego znaczenia? Tego jednak przewidzieć się nie da, więc umieszczam listę taką, jaka wydaje mi się teraz najodpowiedniejsza. Tak podpowiada mi moje czytelnicze doświadczenie, moje przeżycia i przemyślenia.

UWAGA! UWAGA! Kolejność jest przypadkowa (gdybym miała te wszystkie książki uporządkować w kolejności od najlepszej do najgorszej [czy w ogóle tak się da???] chyba nie skończyłabym do Bożego Narodzenia, a i to jest dosyć wątpliwe).


1. "Mały Książę"

Tę książkę pierwszy raz przeczytałam w drugiej klasie podstawówki. Czyli zbyt wcześnie, by dostrzec w niej coś więcej poza małym chłopcem, pilotem i kapryśną Różą... Potem jednak przyszła kolej na ponowne spotkanie i... Zostałam zupełnie oczarowana. Do dzisiaj nie mogę pojąć, jak w tak małej objętościowo książeczce można zawrzeć tyle treści, tyle mądrości i złotych myśli. Każda strona niesie przecież za sobą nowe odkrycie, refleksję... "Mały Książę" pozwala nie tylko poznać świat i innych ludzi, ale także siebie. I to jest w nim chyba najpiękniejsze- to nieustanne wnikanie w nieuniknioną samotność człowieka we wszechświecie i nieukojoną potrzebę miłości i zrozumienia.
2. "Oskar i pani Róża"

To piękna i niezwykle poruszająca książka. Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, o czym opowiada. O życiu? Miłości? Przyjaźni? Chorobie? Wierze? Bogu? Śmierci? O wszystkim po trochu. Książka ta podkreśla wartość naszego życia, jednocześnie będąc drogowskazem, jak dobrze wykorzystać ten dar. Nakazuje łapać każdą chwilę, chwytać dzień, codziennie na nowo zachwycać się otaczającym nas światem. To także piękna lekcja przebaczania i pokonywania własnych lęków. Tak jak Oskar, dzięki pani Róży, pokonał własną chorobę, tak i my możemy stawić czoło naszym słabościom. Temu, co dla nas bolesne i ciężkie. Ta historia niesie nadzieję wszystkim, którzy myślą, że ich życie już się skończyło.

3. "Folwark zwierzęcy"

Patrząc na poprzednie tytuły, wybór "Folwarku zwierzęcego" może wydawać się nieco zaskakujący. Czuję jednak, że nie może go tutaj zabraknąć. Po przeczytaniu tej książki długo nie mogłam dojść do siebie. Jestem osobą zainteresowaną historią, więc niezwłocznie rozpoczęłam poszukiwania licznych analogii. "Folwark zwierzęcy" stał się impulsem do refleksji nad naturą człowieka, który ma w sobie żywioł nie do pokonania- żądzę władzy. Gdy pragnie rządzić, panować i ciągnąć z tego korzyści, nie cofnie się przed niczym. Podnosi rękę na wszelkie świętości: prawdę, tradycję, dobroć, braterstwo. Często szukając poprawy sytuacji (jak buntujące się zwierzęta), nieoczekiwanie powraca do punktu wyjścia.
George Orwell wytłumaczył wydarzenia XX wieku, które popchnęły ludzkość ku moralnemu upadkowi, i mechanizmy nami rządzące w sposób prosty, ale za to niezwykle wymowny. Ta książka chyba (niestety!) nigdy nie przestanie być aktualna i wciąż będzie nas zmuszać do gorzkiej refleksji nad naszą naturą. Nad tym, że człowiek ma w sobie coś ze świni.

4. "Lalka"

Wiele osób zniechęcało mnie do tej pozycji. Wysłuchałam niezliczonych niezbyt pochlebnych opinii na jej temat (zapewne pochodziły one od osób, które książki tej nie przeczytały) i na koniec nie miałam już ochoty na pozytywistyczną powieść o kupcu galanteryjnym. Ale przełamałam się. I naprawdę było warto! "Lalka" wciągnęła mnie bez reszty. Dużą jej zaletą, oprócz oczywiście ciekawie zbudowanej fabuły i wykreowanych postaci, jest język. Lekki, przyjemny, łatwy do zrozumienia (a to przecież XIX wiek!). Poza tym oczywiście oczarował mnie główny bohater- S. Wokulski (takich mężczyzn już nie ma...)- człowiek wykształcony, wrażliwy, oddany, dobroduszny, pasjonata, marzyciel- ach!, który jednakże powodował u mnie silną frustrację i zniecierpliwienie, uganiając się za niejaką Izabelą Łęcką (moim zdaniem jest to najczarniejszy charakter w historii literatury! Naprawdę!). Ech, a przecież Helena Stawska była tuż obok...

5. "Mistrz i Małgorzata"

Kto nie czytał, ten trąba (że tak sparafrazuję Gombrowicza). Dla mnie "Mistrz i Małgorzata" to wielkie arcydzieło. Pozycja obowiązkowa na liście każdego szanującego się mola książkowego. Jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam w życiu (a trochę ich było). Tutaj możecie znaleźć recenzję tej niezwykłej, szatańsko dobrej powieści.

6. "Zbrodni i kara"

Czym byłoby to zestawienie, gdyby zabrakło w nim "Zbrodni i kary" Dostojewskiego? Dobre pytanie. Historia Raskolnikowa to niezwykła opowieść o człowieku, który czuł się uprawniony do wymierzania sprawiedliwości, wyższy od innych ludzi, wyjęty spod prawa. Niestety, pewność ta zawiodła go po popełnieniu zbrodni. Dzieło to to powieść psychologiczna, która przedstawia powolną zmianę w sposobie myślenia głównego bohatera. Pokazuje wszystkie jego moralne rozterki i niepewności, z którymi wkrótce nie potrafi już sobie poradzić. A czytelnik razem z nim...
Moim zdaniem Dostojewski to prawdziwy wizjoner, który wiele lat przed utworzeniem pojęcia "rasy panów", którym można więcej i w których rękach spoczywa los "tych niższych", przewidział, że tak może się stać. Że człowiek jest w stanie wymyślić filozofię, doktrynę, ideologię, która daje mu prawo do kierowania innymi, a nawet do pozbawiania ich życia.
Mimo wszystko powieść ta niesie nadzieję na to, że każdy błądzący ma szansę w końcu odnaleźć właściwą drogę, a z każdego upadku można się podnieść.



Bułhakow

Mistrz Bułhakow, czyli recenzja "Mistrza i Małgorzaty"

22:15

"Mistrz i Małgorzata"... Ten tytuł zna prawie każdy. Odmienia się go niemal przez wszystkie przypadki- w szkole, na ulicy, w mediach. Książka wydana po raz pierwszy pięćdziesiąt lat temu to wciąż jedna z najbardziej poczytnych powieści literatury nie tylko rosyjskiej, ale i światowej, która weszła na stałe do kanonu arcydzieł. To dzieło, które wciąż jest obecne, żyje wśród nas i zadziwia swoją aktualnością, inteligencją i wielowątkowością. Trudno zakwestionować jego geniusz i nie docenić przekazu- potęgi ukrytych w nim aluzji, myśli, wypadków... Dlatego bardzo obawiam się słowa: "recenzja". Dlaczego? Bo takich książek po prostu się nie recenzuje. One nie podlegają żadnej ocenie, nie mieszczą się w skali, są całkowicie poza zasięgiem. Każda próba zrecenzowania jest z góry skazana na klęskę. Dlatego dzisiejsza recenzja wcale recenzją nie będzie. Raczej skromnym pomnikiem na cześć szatańsko dobrej książki.

Wszystko zaczyna się pewnego razu wiosną, w porze niesłychanie upalnego zmierzchu. Do Moskwy przybywa Woland- rzekomy specjalista do spraw czarnej magii wraz ze swoją świtą, złożoną z nieco ekscentrycznych (eufemizm!) typów spod ciemnej gwiazdy i wielkiego, czarnego kota, który niejednego wprawi jeszcze w stan osłupienia. Przybycie tej zacnej persony wywróci i tak już niezbyt uporządkowane życie stolicy do góry nogami. Dyrektor "Rozmaitości" pobije rekord prędkości, w niewyjaśniony sposób przebywając drogę z Moskwy do Jałty w ciągu kilku minut, prezes spółdzielni mieszkaniowej znajdzie w przewodzie wentylacyjnym "zielone banknoty", w oddziale miejskim urzędnicy na skutek wizyty podejrzanego chórmistrza wprost nie będę mogli powstrzymać się od śpiewu, a pobliską klinikę psychiatryczną zapełni spora gromada pacjentów (zwożonych nawet ciężarówkami)... Panie paradować będą po ulicach w samej bieliźnie, taksówkarze przestaną przyjmować czerwoniaki, osławiony gmach Gribojedowa pójdzie z dymem, a niektórzy stracą nawet głowę...

Akcja powieści jest prowadzona równolegle, jednocześnie w Moskwie XX wieku i Jerozolimie za czasów Chrystusa. Obie te płaszczyzny łączy postać Mistrza- utalentowanego pisarza, którego los zaprowadził do (a jakże!) zakładu psychiatrycznego. Człowiek ten jest autorem książki o Poncjuszu Piłacie i twórcą innej, niezgodnej z Pismem Świętym, historii o męce i śmierci Chrystusa. Według niej Jezus (a raczej Jeszua Ha-Nocri) to nie Zbawiciel, ale filozof, żyjący w przekonaniu, że każdy człowiek, łącznie z okrutnym Szczurobójcą, jest dobry.

Bogactwo "Mistrza i Małgorzaty" to niewątpliwie mnogość jej wątków. Fabuła jest tak złożona i rozbudowana, że stanowi prawdziwą ucztę dla czytelnika. Liczba rozmaitych wydarzeń, faktów, postaci i okoliczności atakuje nas niemal z każdej strony. A wszystko to wymaga myślenia, intelektualnego wysiłku i interpretacji. Jest ich nieskończenie wiele, więc każdy może odnaleźć swoją własną.

Mnie osobiście niezwykle spodobał się wątek miłosny (wiem, że nie jestem oryginalna). Miłość między Mistrzem a Małgorzatą jest czymś nie do opisania. To wielkie uczucie, które potrafi przetrwać każdą niesprzyjającą okoliczność. To także oddanie: każda ze stron jest gotowa ponieść ofiarę dla drugiej osoby, poświęcić swoje osobiste szczęście, by tylko ją uszczęśliwić. I, co najważniejsze, po wielu ciężkich przejściach prowadzi do pomyślnego rozwiązania i pozwala parze kochanków trwać w spokoju przy sobie.

Wielką zaletą powieści jest także język. Dosyć prosty, a zarazem tak bardzo obrazowy pozwala na głębsze zrozumienie treści, pobudza wyobraźnię. Jest doskonałym kształtem, w który wtłoczona zostaje treść. Bułhakow okazuje się mistrzem słowa, który potrafi czytelnika zaciekawić, oczarować i "przywiązać" do siebie. A raczej swojej książki, od której nie można się oderwać, w którą wsiąka się na długie godziny i wcale, ale to wcale się tego nie żałuje.

"Mistrz i Małgorzata" zaskakuje humorem. Wiele jest w książce sytuacji budzących rozbawienie. Komizm niejednokrotnie przeobraża się w groteskę- sytuacje i postacie stają się odrealnione, przerysowane, nierzeczywiste. Moskwa jest siedliskiem paradoksów i absurdów. Radziecka rzeczywistość właśnie w nich się wyraża i choć na kartach książki budzi śmiech, to przecież życie w takich okolicznościach wcale nie jest śmieszne. Przy poczynaniach urzędników magia Szatana jest tylko niewinnymi sztuczkami, dziecięcą igraszką, wzbudzającą wesołość ludu. Przy całej moskiewskiej machinie państwowej Woland i jego współpracownicy stają się niemal bohaterami pozytywnymi.

O czym tak naprawdę jest "Mistrz i Małgorzata"? O walce dobra ze złem? O rosyjskiej rzeczywistości? Czy może nieśmiertelnej miłości? Każda odpowiedź jest prawidłowa. I właśnie to w tej powieści kocham najbardziej.

Książniczka

Zarażeni złem, czyli "Dżuma" Alberta Camus

11:17

Oran to miasto na wskroś zwyczajne. Nie ma w nim ani drzew, ani ptaków, nie odznacza się także żadną, nawet najmniejszą niezwykłością. Ludzie w nim żyjący poddani są swoim przyzwyczajeniom, ich egzystencja jest spokojna i bardziej szara niż w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Trwonią swoje życie na banałach. Wszystko, co robią nie jest nawet trochę interesujące, są nudni i bezmyślni, nie wstrząsają nimi żadne większe namiętności, nie myślą o sprawach wyższych, nie zajmują ich idee. Rodzą się banalnie, banalnie pracują i kochają, w końcu banalnie umierają.  
Wszystko to jednak wkrótce się kończy. Na ulice miasta wychodzą szczury, które przynoszą ze sobą epidemię straszliwej choroby, która ma wywrócić zwyczajne życie mieszkańców do góry nogami...

Dżuma zupełnie przemienia ludzi Oranu. Początkowo starają się żyć normalnie, potem, całkowicie odizolowani od świata, popadają w marazm i zniechęcenie.  Ale nawet najmniejsza wzmianka w lokalnej gazecie może na nowo podsycić ich nadzieje i choć statystyki rosną , a dżuma zbiera coraz większe żniwo, to przecież każdy fakt można zinterpretować tak, by stał się sprzyjającą wróżbą. W całej beznadziejności sytuacji starają się chwytać każdej deski ratunku. Pomocy jedni szukają w nauce, inni w religii. Nie wszyscy jednak przeżywają epidemię w ten sam sposób. Ich postawy i reakcje są skrajnie różne. Jedni, jak np. doktor Rieux, nie pozostają bezczynni, ale niosą pomoc poszkodowanym. Inni znów zamykają się w swoich domach, pogrążeni w strachu i poczuciu bezsilności. Niektórzy szukają drogi ucieczki, tęsknią za rodziną pozostawioną za bramami miasta, każda godzina rozłąki czyni ich jeszcze bardziej nieszczęśliwymi. Każda ich historia to osobista tragedia, która trwa przez długie lata. Jeszcze inni zostali osobiście doświadczeni przez dżumę, która zabrała im bliskich i znajomych, ci borykają się z samotnością, ulegają rozpaczy. Ale nie dla wszystkich choroba jest powodem do smutku. Są i tacy, których odmiana sytuacji niezwykle cieszy. Czują oni, że jest to niepowtarzalna okazja, by ugrać coś dla siebie, zacząć życie na nowo, pozbyć się obciążającej winy i oskarżeń.

Książka jest wspaniałym, złożonym profilem psychologicznym ludzkości, która w sytuacji kryzysowej przybiera różne postawy. Każdy z nas posiada inny system wartości, przeżywa trudne chwile na sposób odmienny. Nie wszyscy jesteśmy wystarczająco silni, by przetrwać, nie wszyscy odznaczamy się chartem i wolą ducha.
"Dżuma" to także źródło niezwykłych, ale też psychologicznie skomplikowanych postaci, które zachwycają czytelnika. Najważniejszą z nich jest chyba doktor Rieux, czyli człowiek posiadający głęboko zakorzenioną moralność, gotowy do poświęcenia. To miłosierny samarytanin, ceniący wyżej dobro własnej społeczności niż osobiste szczęście. Inną równie ważną postacią jest Tarrou, którego słowa i zapiski stają się dla nas źródłem cennych spostrzeżeń na temat otaczającego świata i mechanizmów kierujących ludźmi.
Słyszałem tyle rozumowań, które omal nie zawróciły mi w głowie, które zawróciły w głowach innym w wystarczającym stopniu, by zgodzili się na morderstwo.
"Dżuma" to książka, która niesie za sobą mnogość interpretacji. Może (a nawet powinna) być traktowana jako parabola. W końcu dociera do nas, że dżuma jest czymś więcej niż epidemią i musimy zmierzyć się z pytaniem: Czym jest tak naprawdę? Chorobą? Uderzającym w ludzkość kataklizmem? Wojną? Rozprzestrzeniającą się ideologią? Czy może po prostu "banalnym" złem? I do tej ostatniej wersji najpełniej chyba pasuje zawarta w książce wskazówka:
(...) każdy z nas ma w sobie dżumę, nikt bowiem, nie, nikt na świecie nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka
"Dżuma" A. Camus to arcydzieło. Książka zaskakująca na każdej stronie swoją mądrością i przenikliwością, posiadająca ukryty sens. Nadal aktualny. I co najważniejsze, dzieło to skłania do refleksji. A współczesny świat właśnie refleksji potrzebuje najbardziej.