angielskie

Żądza zemsty, czyli recenzja "Wichrowych wzgórz" w trzech punktach.

17:58

Odkąd mały Heathcliff wstępuje w progi domostwa państwa Earnshawów, na całą rodzinę spada nieszczęście. Domownicy nie zdają sobie sprawy, że tym wielkodusznym uczynkiem miłosierdzia sprowadzają na swój ród niewyobrażalne cierpienia, przekleństwo, które odciśnie się na egzystencji dwóch pokoleń. A to wszystko przez wielką miłość niemożliwą do zaspokojenia i nienawiść wyrosłą na łzach upokorzenia i rozpaczy.

Po pierwsze, mrok. Cała powieść wydaje się być spowita w mrok. Z każdą stroną czytelnik zagłębia się w ciemne otchłanie ludzkiej duszy, w których natrafia na gniew, nienawiść, rozpacz, chęć odwetu... Smutek i żal przetykany jest niemym krzykiem przerażenia. Mroczny i tajemniczy charakter powieści podkreśla sceneria nagich, samotnych, porośniętych wrzosami wzgórz.  Wzgórz, wśród których łatwo się zgubić, wzgórz złowrogich, wietrznych i niebezpiecznych, wzgórz, które widziały już wiele ludzkich cierpień.

Po drugie, bohaterowie. Zupełnie nierzeczywiści i rozmyci. Kalekie dusze zagubione w swoich uczuciach, ogłuszone własnymi namiętnościami, nieme z rozpaczy. Na próżno szukać tu postaci szczęśliwych. Niewiele jest także takich, które budzą choćby zwykłą sympatię. Każda z nich została przedstawiona w przewrotny sposób, odbita w krzywym zwierciadle, uwydatniającym negatywne cechy. Bohaterowie w "Wichrowych Wzgórzach" budzą strach, kierują się emocjami, czasem trudno zrozumieć ich decyzje. Kochają równie gorąco, jak nienawidzą, a obie te postawy często niewiele się od siebie różnią. Krzywdzą innych z łatwością i bez mrugnięcia okiem, na świat patrzą przez pryzmat własnych krzywd. Słowem: są biedni, niespełnieni, odrzuceni, niekochani (a przynajmniej nie tak, jak by tego chcieli)...

Po trzecie, Heathcliff. Czyli mroczny mściciel, sprężyna wydarzeń opisanych w książce. Postać, która zmienia się na kartach powieści z zagubionego, skrzywdzonego chłopca w zgorzkniałego mężczyznę. Człowieka bezwzględnego, brutalnego, który właściwie nie posiada w sobie ludzkiego pierwiastka. W swoich działaniach jest okrutnym zwierzęciem pozbawionym uczuć i sumienia. To, co trzyma go przy życiu to nienawiść i pamięć. Heathcliff jest postacią zarówno przerażającą, jak i fascynującą. Autorka "Wichrowych Wzgórz" stworzyła potwornie (używam tego przysłówka z premedytacją) interesujący portret psychologiczny szaleńca owładniętego żądzą zemsty.

"Wichrowe Wzgórza" to świetna powieść nie tylko dla wielbicieli angielskiej literatury XIX- wiecznej. Bronte zapewniła swoim czytelnikom fascynującą podróż w odległe, urzekające pustkowia północnej Anglii. Wędrówka przez bezludne wrzosowiska to stopniowe zagłębianie się w mrok.

Książniczka

Pogranicze niezdefiniowane. "Jutro spadną gromy" w trzech punktach

18:17

"Jutro spadną gromy"... Dawno już nie spotkałam się z tytułem tak złowieszczym i niejasnym jednocześnie. Tytułem, który niczego nie zdradza, nie mieści się w kręgu oczywistych skojarzeń czy przypuszczeń. A jednak, mimo wszystko, okazuje się pod koniec niezwykle trafny. 

W reportażu trzech wędrownych dziennikarzy, przedzierających się przez przygraniczne tereny Podlasia, włóczących się po drogach przeszłości i teraźniejszości, nasłuchujących ech i szeptów, wciąż pobrzmiewających w maleńkich, zarastających lasem wioskach, znajdujemy mnóstwo mroku, ciszy i cienia. Ta książka to próba rozprawienia się z mitem podlaskiej magiczności. To próba odnalezienia odpowiedniej perspektywy, pogoń za podlaską duszą i prawdą o regionie, której nie sposób znaleźć, nie dlatego, że jej nie ma. Ale dlatego, że jest tych prawd zbyt wiele...

Znalezione obrazy dla zapytania jutro spadną gromyTo, co jest największym plusem tego reportażu z łatwością może stać się jego największą wadą. 
Po pierwsze, różnorodność. To na nią postawili autorzy w swojej gawędzie o Podlasiu. W "Jutro spadną gromy" znajdujemy wszystko: i religię, i historię, i politykę, do tego szczyptę magii, odczyniania, zaklinania, zwykłych-niezwykłych ludzkich reakcji... A wszystko to w przedziwny sposób łączące się w barwną układankę, tworzące mapę niejednolitego Podlasia, które przecież składa się z takich różności. Nie sposób oddzielić jedne od drugich, nie tracąc jednocześnie sensu.

Po drugie, język. Kręty i mętny jak wody Narwi. W jego nurcie pełno jest zakoli, prowadzących w miejsca zupełnie nowe, subtelnie oddalające czytelnika od tematu. Mnie ten styl pisania wcisnął w fotel, zafascynował od pierwszych stron. Książkę czyta się trochę, jak tomik nowoczesnej poezji. Nie sposób uniknąć refleksji, nie sposób nie myśleć. I owszem, będzie bolało. Niezwykły dobór słów potęguje jeszcze ulotny, eteryczny klimat opowieści. 

Po trzecie, spotkania. Może miejscami niektóre rozmowy mogą nosić ślady monotonii, może nie zwalają z nóg, ale mają w sobie to, o co w dzisiejszych czasach naprawdę trudno. Mają w sobie szczerość, autentyczność i dużo prywatności. Bez fajerwerków, bez zbyt mocnych słów, bez tanich sensacji i spektakularnych odkryć.

Jestem z Podlasia i czułam, że przeczytać ten reportaż to mój obowiązek. Z wieloma rzeczami się nie zgadzam, wiele rzeczy widzę inaczej, ale dzięki tej książce udało mi się zetknąć z trochę inną "prawdą". Gorzką, ciemną i pełną smutnej refleksji. Chciałabym powiedzieć, że zapowiadane gromy wcale nie spadną, ale nie potrafię...
(...) wokół buńczucznie hasa jej wesołe i psotne źrebię, nieświadome jakby, że jutro przecież i tak spadną gromy- wszystko przeminie: i sękate drzewa, i antonówki, i historia, która tak brutalnie przetoczyła się nad tą z pozoru sielską okolicą. Pogranicza i etniczne tygle nie są i nigdy chyba nie były pstrokatymi rajami radosnej wielokulturowości (...).

Książniczka

Recenzja w trzech punktach

18:21

Wszem i wobec ogłaszam rzecz aż nazbyt rzeczywistą. Szkoła zabija kreatywność, chęć i ochotę tworzenia, ponadto odbiera zdolności krytycznego myślenia. Aby to wszystko miało jakąkolwiek szansę się powieść trzeba być wypoczętym. I trzeba mieć czas. A u mnie z tym ostatnio bardzo kiepsko.
Permanentny deficyt czasu wymaga środków radykalnych aczkolwiek koniecznych. Otóż formuła niektórych recenzji na moim blogu już wkrótce ulegnie zmianie. Z rozległych połaci tekstu czcionki standardowej zamieni się w tzw. "w trzech punktach". Będzie to krótkie podsumowanie, po przedstawieniu zarysu fabuły, trzech najważniejszych elementów dzieła. Trzy najważniejsze spostrzeżenia. Uwagi, które muszą wybrzmieć. Tylko tyle.
Niestety, zmiany nie są wynikiem mojej kreatywności, ale smutnej rzeczywistości, w której doba ma jedynie 24 godziny. Aby zachować jakąkolwiek ciągłość wpisów, muszą być one krótsze, a co za tym idzie, mniej czasochłonne. 
Mimo wszystko widzę także pozytywy zmian. Wreszcie ktoś przeczyta moją recenzję od początku do końca. :)

Pozdrawiam serdecznie!

film

Holocaust oczami dziecka, czyli "Chłopiec w pasiastej piżamie"

16:30

II wojna światowa to jedna z największych tragedii ludzkości. Wielki kryzys człowieczeństwa i moralności, którego nie można wymazać z pamięci. Dokonana w czasie tych sześciu strasznych lat zagłada Żydów odcisnęła swoje piętno na świadomości każdego Europejczyka. Bezwzględny plan zniszczenia całego narodu, niezrozumiały akt okrucieństwa i ślepej nienawiści, stał się jedną z najciemniejszych kart historii. Nic zatem dziwnego, iż został tematem wielu książek i filmów. Wydawałoby się, że Holocaust przedstawiono już na wszelkie możliwe sposoby, ukazano ze wszystkich stron, a jednak ten obraz łamie schematy, obdarza widza nowym, świeżym spojrzeniem. Jest niezwykły i przejmujący. Poznajcie "Chłopca w pasiastej piżamie"...

Znalezione obrazy dla zapytania chłopiec w pasiastej piżamie
Kiedy zaczyna się wojna, rodzina Bruna zostaje zmuszona do przeprowadzki z barwnego Berlina na nieco odludną prowincję. Chłopiec jest niepocieszony. Musi zostawić w mieście wszystkich swoich kolegów, wśród których dorastał, ale dobrze wie, że niestety nie ma innego wyjścia- tato jest wojskowym, a rozkaz to rozkaz. Pewnego dnia, znudzony samotną zabawą w jednym miejscu, wbrew zakazom rodziców postanawia zapuścić się poza ogrodzenie posiadłości. Nieoczekiwanie okazuje się, że nieopodal wznosi się gospodarstwo dziwnych ludzi w pasiastych piżamach.

"Chłopiec w pasiastej piżamie" to przede wszystkim niezwykły portret ludzi wojennej rzeczywistości. Czym się kierują? Co nimi rządzi? Przede wszystkim strach. W czasie wojny dużo łatwiej stracić życie, każdy jest podejrzany, a najmniejsze przewinienie może nas dużo kosztować. Bohaterowie filmu to ludzie skomplikowanie, wielokrotnie zupełnie niejednoznaczni i niepogodzeni z realiami, w których przyszło im żyć. Widzimy tutaj siostrę Bruna- zakochaną w Hitlerze młodą fanatyczkę, która gotowa jest walczyć za "sprawę", młodego oficera, starającego się ukryć prawdę o swoim ojcu, Pawła, który z żydowskiego lekarza przemienił się w cień oraz matkę- kobietę, która nie radzi sobie z otaczającą ją rzeczywistością.
Jest jeszcze tato Bruna- komendant obozu koncentracyjnego. Człowiek, który podejmuje decyzje i codziennie skazuje na śmierć setki niewinnych ludzi. A wieczorem wraca do domu i rękoma splamionymi krwią przytula swoje dzieci. Tyran i kochający ojciec w jednym. Sprzeczność, którą trudno pojąć.

Znalezione obrazy dla zapytania chłopiec w pasiastej piżamieFilm przedstawia wojenną tragedię zupełnie inaczej, oczami dziecka. Młody człowiek nie nakłada na rzeczywistość żadnych filtrów, nie interpretuje, nie ubarwia. Mówi to, co widzi. Świat chłopca nie jest skomplikowany. Bruno nie widzi obozu koncentracyjnego, widzi tylko ludzi w pasiastych piżamach, którzy wcale nie są szczęśliwi, chociaż cały dzień się bawią. Bo przecież, o co innego mogłoby chodzić, jeśli nie o zabawę? Wszystko inne jest ogromnie nielogiczne.

Najpiękniejszy jest jednak wątek przyjaźni niemieckiego i żydowskiego chłopca. Przyjaźń przez ogrodzenie, która dla obu dzieci staje się czymś niezmiernie ważnym. Ucieczką od smutnej, szarej codzienności. Obraz ten skłania do refleksji. Kiedy jesteśmy dziećmi nie widzimy między sobą większych różnic. Bariery tworzą dorośli i to oni właśnie stawiają mury nieraz niemożliwe do pokonania.

"Chłopiec w pasiastej piżamie" to film niezwykle poruszający. Wzrusza do łez i pokazuje Holocaust czystymi oczami dziecka. Dziecka, które nigdy nie podejrzewałoby istnienia instytucji takiej, jak obóz koncentracyjny. Dziecka niezdolnego do nienawiści. 
Opowieść skłania widza do refleksji. ta historia mogła się przecież potoczyć zupełnie inaczej...

artykuł

Kiedy pisarze wreszcie zmądrzeją? #2

12:55

Pod moim ostatnim postem pod tym samym tytułem pojawiły się głosy (a raczej jeden niezwykle rozsądny głos), że owszem, pomysł na tekst miałam całkiem niezły, ale trochę nie wykorzystałam tkwiącego w nim potencjału. Nie zmierzyłam się z tematem w całej rozciągłości. Słowem: Można było napisać znacznie więcej. Oczywiście, jak to ja, próbowałam dyplomatycznie odeprzeć zarzuty, sypiąc przy okazji wątpliwymi mądrościami w stylu "Im dalej w las, tym więcej drzew", ale prawda jest okrutna i niestety niemożliwa do zatuszowania. Przynajmniej przed samym sobą. W końcu musiałam posypać głowę popiołem i przyznać w duchu: "Poszłam po linii najmniejszego oporu, na skróty, byle jak. Słaba ze mnie blogerka".
I właśnie dlatego postępuję dzisiaj jak marny pisarz (ale o tym później) i piszę drugą część mojego blogowego dzieła. Jeżeli dobrze pójdzie, to wkrótce powstanie z tego cała seria o błędach literatów, których było, jest i będzie zawsze cała masa. Dzięki temu kapituła nagrody literackiej Nike ma odrobinę mniej pracy. :)

#1 Schematy literaty

Odkąd zaczęłam czytać książki (a było to wiele lat temu) zachodzę w głowę, czy nie istnieje publikacja- literacki niezbędnik z motywami, zakończeniami i rozwiązaniami fabularnymi gotowymi do użycia. Coś jak karta wzorów w studiu tatuażu albo katalog fryzur w salonie fryzjerskim. Bogu dzięki, nie zawsze, ale i tak wystarczająco często powieści, nawet niezbyt spokrewnione ze sobą gatunkowo, przejawiają zastanawiające podobieństwo. Podobne postacie, charaktery, zwroty akcji i punkty kulminacyjne nieraz stają się prawdziwą plagą zalewającą wydawniczy rynek. Nie chodzi tutaj nawet o podobne motywy i realia, ale o zwykłą, pospolitą szablonowość i jakże bliską ludzkiej naturze pokusę odgrzewania, powielania i odtwarzania. 
Tak samo, jak kilkukrotne odmrażanie mięsa nie jest ani zdrowe, ani smaczne (naszło mnie drodzy państwo na dziwne porównania), tak samo częstowanie czytelnika wciąż tym samym może skutkować czytelniczym bólem brzucha. Przewidywalność, choć kusząca, nie jest korzystna dla żadnej ze stron. Obie rozleniwia w równym stopniu. 

#2 W labiryncie wyobraźni

Zdarzyło Wam się czytać książkę, w której autor sam zapętlił się w toku własnego rozumowania? Albo w której przytoczył tak wielką liczbę nazw, imion, koligacji i powiązań, że sam zgubił trop i Marysia, stryjeczna wnuczka babci Andzi stała się jej rodzoną siostrą? Muszę przyznać, że kilkukrotnie natknęłam się na takie przypadki. I nie do końca rozumiem, po co w ten sposób komplikować sobie pracę. Po co wspominać o tysiącach ludzi, miejsc i zdarzeń zamiast skupiać się na sednie sprawy? Zaklinowanie się w labiryncie własnej inwencji twórczej często jest gorsze niż schematyczność (może dlatego właśnie tak wielu w nią ucieka), bo przez nie autor traci coś niezwykle cennego. Zaufanie. Ufność, że jest dobrym przewodnikiem po swoim świecie.
A co, kiedy okazuje się, że wcale tego świata nie zna? Że wymyślił go sobie naprędce? Wtedy przestaje być wiarygodny i... nie warto go czytać.
(PS Dlatego właśnie Tolkien jest mistrzem! Swój świat znał na wylot, łącznie z elfickim alfabetem i drzewem genealogicznym władców Gondoru!)

#3 Uśmiercanie akcji

Niestety, jest to zjawisko niezwykle powszechne. Niektórzy autorzy mają w zwyczaju wtrącanie licznych dygresji, rozbijanie się o mniej i bardziej znaczące (częściej mniej) detale świata przedstawionego, opisywanie zajść niewnoszących do akcji powieści zupełnie niczego. No może z wyjątkiem kilkunastu dodatkowych stron...
W ten sposób akcja książki ciągnie się w nieskończoność, a miejscami nawet zupełnie utyka, a czytelnik zostaje w podstępny sposób uspany. I już wkrótce nie wie ani ten, który pisze, ani ten, który czyta, o czym właściwie jest ta książka i ku czemu zmierza. 

#4 Zostawmy trochę na później

Światem ludzkim rządzi pieniądz. Niestety... 
Ostatnio, będąc w jednej z pobliskich księgarni byłam świadkiem rozmowy
dwóch dziewczyn, które zaczęły przerzucać się opiniami na temat znalezionych na półkach książek. Jedna z nich z wypiekami na twarzy dokonała entuzjastycznej recenzji zauważonej serii powieści. I wszystko by było dobrze, gdyby nie dodała: "Pierwsza część była rewelacyjna, ale druga została napisana pod trzecią. Ostatnie zdanie wskazywało, że to jeszcze nie koniec".
Trend zostawiania na później jest o tyle popularny, co i szkodliwy. Po prostu psuje literaturę. Dotyczy zarówno produkcji filmów, jak i "produkcji" książek. Bo jak inaczej można określić masowe, komercyjne wytwarzanie literatury? Kiedy jedna powieść jest tylko pomostem dla następnej (a czasem nawet dziesięciu następnych)? Wówczas nie może ona samodzielnie rozwinąć skrzydeł. Kto wie, jak bardzo byłaby dobra, gdyby szanowny autor delikatnie jej nie "ukrócił" na potrzeby kolejnego dzieła? Dodam tylko:
dzieła sprzedanego w wielu milionach egzemplarzy.

Oczywiście, błędów pisarzy jest znacznie więcej. Ale resztę... zostawmy na później. ;)