Gorzkie powroty w "Idź, postaw wartownika" Harper Lee
18:00
Odkąd tylko "Idź, postaw wartownika" zagościło na półkach księgarni, byłam pewna, że przeczytanie tej pozycji jest tylko kwestią czasu. Nie mogło być inaczej. Ja- absolutnie zachwycona "Zabić drozda", czyli moim zdaniem wybitną, niezwykłą książką, pretendującą do miana arcydzieła, postanowiłam powrócić do Maycomb, z którym czułam się w pewien sposób związana i, które swojego czasu dostarczyło mi tylu uniesień i wzruszeń.
Jak się okazało, nie tylko ja powracałam do Maycomb. Do swojego rodzinnego miasta z dalekiego Nowego Yorku nadciągała także Jean Louise, którą ze znanym nam z "Zabić drozda" Skautem łączy tylko godny pozazdroszczenia talent do wpadania w tarapaty oraz odrobina szaleństwa, na prowincji nie zawsze znajdująca zrozumienie. Młoda, dorastająca kobieta powraca do domu z wielkiego miasta, ale tam nic już nie jest takie samo. Stary dom został sprzedany, ojciec zmaga się z ciężką chorobę, która z silnego, niezłomnego, krzepkiego człowieka uczyniła go zniedołężniałym staruszkiem, Henry z towarzysza zabaw wyrósł na obiecującego prawnika i liczy na to, że ich przyjaźń wkrótce uda mu się przekuć w coś więcej. Ale, co najważniejsze, w małym, prowincjonalnym Maycomb wieje wiatr wielkich zmian. W Ameryce Murzyni ubiegają się o prawa obywatelskie, prężnie działają organizacje walczące o godność czarnoskórych, ruch staje się coraz silniejszy i zyskuje liczbę nowych zwolenników na Północy. Ale mieszkańcy Południa nie potrafią się z tym pogodzić, boją się o swoją pozycję, zamykają się w schematach, stereotypach, przyzwyczajeniach... Rośnie napięcie między obiema stronami- to widać na pierwszy rzut oka. Rozgrywa się przecież ostateczne starcie, które zadecyduje o przyszłości nie tylko Alabamy, ale także całych Stanów Zjednoczonych.
Uprzedzenie- to brudne słowo- oraz wiara- słowo jakże czyste- mają ze sobą coś wspólnego: zaczynają się tam, gdzie kończy się rozum.
"Idź, postaw wartownika" to książka o gorzkich, rozczarowujących powrotach. To także opowieść o konfrontacji przeszłości z teraźniejszością. Główna bohaterka wciąż poszukuje prawdy o sobie i swoich bliskich. Poszukuje także autorytetu, drogowskazu, wskazówki, zgodnie z którą mogłaby zacząć żyć. Tak, jak Jean Louise, każdy z nas, wkraczając w dorosłość musi zmierzyć się z tym, co było, by otworzyć nową kartę swojego życia. Coś, co niegdyś wydawało się Idyllą, mistyczne miejsce dzieciństwa w końcu przestaje istnieć. Nie ma już powrotu do tego, co przeminęło- pozostają tylko wspomnienia.
Wyspą każdego człowieka, Jean Louise, jego wartownikiem, jest sumienie.
Harper Lee w swojej powieści rozprawia się także z tym, co w nas najgorsze. Z naszym ograniczeniem, zakotwiczeniem w głupocie, egoizmie, nieumiejętności dostrzeżenia innych ludzi, gdy w grę wchodzą nasze interesy. Uprzedzenie to to, co nami steruje, wiąże nam ręce, sieje niepokój. My, ludzie, jesteśmy spętani naszymi uprzedzeniami, które często nie posiadają żadnego uzasadnienia. Budujemy mury ot tak, bez powodu. A nader wszystko boimy się zmian, nawet jeśli są one konieczne.
Niewątpliwie, "Idź, postaw ratownika" porusza tematy ważne. Całkiem dużo znajdziemy w niej o dojrzewaniu, dorastaniu, młodzieńczej miłości czy relacjach ojca z córką. Mnie jednak powieść ta rozczarowała. I to na dwa sposoby. Tak, jak Jean Louise, rozczarowało mnie to, co zastałam w mieście, rozczarowali mnie jej bliscy: Henry czy Atticus, który w "Zabić drozda" urósł do rangi bohatera, herosa, boga... "Idź, postaw wartownika" ściągnęło mnie na ziemię. Nie ma Arkadii, nie ma ludzi idealnych, nie ma miłości, z której nie dałoby się zrezygnować. Kolejne rozczarowanie przyniosła mi sama budowa powieści. Całość okazała się niezbyt przemyślana, nazwałabym tę książkę raczej przemielonym miszmaszem. Trochę o prawach czarnoskórych, trochę o miłości, trochę o rodzinie... Wszystko i nic. Wszystkiego za dużo. Za dużo wspomnień. Czasami chciałoby się, żeby książka zaczęła wreszcie żyć własnym życiem, ale ona umiera zanim rozwija skrzydła.
Mimo wszystko, zachęcam do lektury wszystkich wiernych czytelników "Zabić drozda", którzy chcieliby powrócić do Maycomb i nie boją się rozczarowań.
7 komentarze
Jak narazie nie mam jej w planach, ale kiedyś? Może...
OdpowiedzUsuńTym razem nie naciskam. Jak dla mnie "Idź, postaw wartownika" to nie jest książka z serii "Trzeba przeczytać" :)
UsuńMam ją w planach, chyba "Zabić drozda" to nawet klasyk? Nie wiem. Ale intryguje mnie, bo i za granicą, i tutaj, w Polsce, słyszałam mnóstwo pozytywnych opinii o Harper Lee i jej twórczości. Szkoda, że w "Idź, postaw wartownika" było wszystkiego za dużo, sama wiem, jaki ból to jest, kiedy autor nie skupia się na niczym konkretnym, tylko wszystko miesza :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę miłych wakacji i zapraszam do mnie na post o schematach książkowych! Obserwuję.
Zdecydowanie, MUSISZ przeczytać "Zabić drozda". Dziękuję za zaproszenie, na pewno wpadnę. ;)
Usuń"Zabić drozda" to najwspanialszy klasyk, jaki czytałam do tej pory. Zostałam zmuszona, by go przeczytać do olimpiady, a okazał się być jedną z najlepszych książek, jakie czytałam w życiu, dlatego nie ma opcji, że nie sięgnę po "Idź, postaw wartownika", chociaż trochę się tego obawiam. Słyszałam, że potrafi popsuć wrażenia po "Zabić drozda", a tego bym nie chciała :/
OdpowiedzUsuńBooks by Geek Girl
O! To ciekawe! Bo ja też czytałam "Zabić drozda" na olimpiadę i dodam, że byłam tą książką mile (a nawet bardzo mile) zaskoczona. :) Nie sądzę, by "Idź, postaw wartownika" było w stanie zmienić Twoje spojrzenie na poprzednią część, choć rzeczywiście muszę Cię uprzedzić, że nie jest to przyjemna lektura. Coś, jak rozliczanie się z przeszłością. No i dużo gorzkich rozczarowań. Po tej powieści Maycomb, jakie znałam, legło w gruzach. :(
UsuńJa w swoich planach mam zarówno "Zabić drozda" jak i wyżej zrecenzowaną pozycje, ale na razie mam bardzo długą listę książek do przeczytania zanim sięgnę po te :D
OdpowiedzUsuńZa każdy, nawet najmniejszy, komentarz bardzo dziękuję. :)