Jezus poza kontekstem, czyli o "Jezusie" z Nowego Teatru | Teatr w czasach zarazy odc. 2
20:11
Tak sobie pomyślałam, że ten cykl
powinien właściwie nosić nazwę: „Sztuka na wygnaniu” albo „Teatr w areszcie
domowym”. Ale jak jest, tak fest. Trochę wieje nudą, ale przynajmniej wiadomo,
o co chodzi. Zapraszam na „Teatr w czasach zarazy”.
Dziś trochę o spektaklu obejrzanym w
domu w warunkach ekstraordynaryjnych, w piżamie, ciepłych skarpetach i przy kubku
czarnej herbaty (dwie czubate łyżeczki, w smaku siekiera). Spektakl „Jezus”
został udostępniony przez Nowy Teatr w Warszawie i jest jednym z tych dzieł,
które albo się podoba, albo zupełnie nie. Żadnego terefere pomiędzy. Ja
zaliczam się do tej pierwszej części spektrum i dlatego zachęcam: kiedy już
otworzą teatry, pędźcie do Nowego.
Ważna uwaga. Dużo dał mi wywiad z
twórcami, który obejrzałam jeszcze przed transmisją. Bardzo to było mądre i
zgrabnie wprowadzało w założenia przedstawienia (zresztą posłuchajcie sami - https://vimeo.com/343656843). Kim jest
postać Jezusa? I czy da się wyjść w myśleniu o nim poza biblijną historię,
dobrze znane przypowieści, Ewangelie, narracje? Wyabstrahować z tego
wszystkiego, co narosło wokół, wśród czego nauczyliśmy się sprawnie i równie
bezrefleksyjnie poruszać? Piaskowski pokazał, ze taki zabieg jest możliwy.
Idealistyczny, przemawiający w
niezrozumiałym języku kosmita, niewidomy, rak (celowo dwuznaczne) czy Wielka
Metafora? Każda z tych postaci w jakiś sposób przybliża postać Jezusa, a
jednocześnie przenosi ją w wymiar idei. Każda mówi coś o Jego nauce. Nauce, która
jest „nie z tego świata” (doskonale odzwierciedlający tę właściwość wątek
kosmity) i do dziś wymyka się całościowemu ujęciu, nie mówiąc już o wcieleniu w
życie. W spektaklu jest miejsce na pragnienie miłości i nawoływanie do niej
(prostytutka jako Maria Magdalena 2.0), wywrócenie życia do góry nogami (rak) i
subtelne, pobrzmiewające filozoficznie frazy.
Nie brakuje też mieszania się
różnych rejestrów, podniosłych, niemal patetycznych momentów z absurdalnym humorem.
Ironia skutecznie zapobiegła przemienieniu spektaklu w mdły traktat
filozoficzny dla hipsterskiej Warszawy. Nie brakuje pastiszowego przedstawienia
zmanierowania sfer artystycznych w Polsce i ich działań (okej, „projektów”). I choć
nazwiska nie padają, to jednak imię Katarzyna pobrzmiewa znajomo (w tej roli
świetny Bartosz Gelner). Jest ekstrawagancja, jest twórcze poszukiwanie i
artystyczna „nowomowa”. Wszystko na swoim miejscu.
Ale wracając do pytania: „Kim jest
Jezus?”. Nie chciałabym narażać się swoją odpowiedzią Jędrzejowi Piaskowskiemu, ale myślę, że chyba outsiderem. I to zamierzam zapamiętać.