Na zarazę w sam raz | "Mężczyźni wolą blondynki"
14:41 Może i mężczyźni wolą blondynki, ale
ja zdecydowanie wolę brunetkę. Ten film zdaje się wołać: „Drogie panie, taką
kobietą trzeba być!”. Zaradną i inteligentną. Przenikliwą i rozważną. WYEMANCYPOWANĄ.
No, romantyczną też nie zaszkodzi.
O słodka naiwności! Jak nie kochać
filmów z tamtych lat? Postacie poczciwe, choć często pogubione, twarze piękne,
stroje barwne, a na koniec happy end. A jeżeli jeszcze na dodatek na ekranie
mieni się, jak wór diamentów (porównanie nie jest tu przypadkowe) Marilyn
Monroe, to pozostanie obojętnym wydaje się niemożliwe. Za każdym razem, mimo
uporczywych starań, padam ofiarą uroczej, ciut infantylnej kobiety o włosach
blond. Po prostu nie mogę oderwać od niej wzroku! Czasem wydaje mi się, że
Marilyn gra za każdym razem tę samą rolę, zmieniwszy jedynie imię. Sugar Kane
Kowalczyk, Lorelei Lee, Pola Debevoise to jedynie kolejne wcielenia.
Fabuła filmu jest rozczulająco
prosta i opowiada historię dwóch aktorek kabaretowych. Postacie zostały ze sobą
zestawione na zasadzie kontrastu, który przejawia się już w wyglądzie
zewnętrznym bohaterek. Motyw znany i lubiany. Rozważna i romantyczna. Dorothy i
Lorelei. Każda z nich ma inną wizję siebie i świata. Panna Lee marzy o
poślubieniu milionera, głęboko wierząc, że miłość przyjdzie potem. Właściwie
trudno powiedzieć, czym jest dla niej uczucie. W swoim popisowym numerze
uparcie twierdzi, że diamenty są najlepszymi przyjaciółmi kobiety. Dorothy chce
żyć, bawić się i być adorowana, ale w swoich relacjach poszukuje
autentyczności. Towarzysząc swojej przyjaciółce w podróży do Europy, odnajduje
mężczyznę, którego może traktować po partnersku, przed którym nie musi udawać
ani słodkiej idiotki, ani femme fatale.
Ten film wciąż dużo mówi o nas,
kobietach. O naszych pragnieniach i potrzebach. W świecie, który (Bogu dzięki)
powoli się feminizuje, wciąż wiele jest dziewczyn, takich jak Lorelei Lee. I
wiecie co? Mają prawo takie być. Ja jednak wybieram Dorothy.