Lektura szkolna... to brzmi zniechęcająco. A jak jeszcze do tego jest z gwiazdką to dopiero tragedia! Już sam fakt włączenia jakiegoś utworu literackiego do kanonu lektur szkolnych nie świadczy o nim zbyt dobrze. Od razu można się domyślić, że będzie nudny i nieznośnie pouczająco-moralizujący, czyli ze skłonnością do traktowania młodego czytelnika tak, jak zwykło się go traktować w polskim systemie nauczania. Z góry, jak nieoczytaną, mało elokwentną sierotę ze śladową wrażliwością, ograniczoną umiejętnością przetwarzania informacji, która musi mieć wszystko podane na tacy, a najlepiej to jeszcze rozdrobnione i przetworzone do maksimum, żeby mogło się lepiej przetrawić. Słowem: duża część lektur to rozmielona mamałyga, po której po prostu robi się człowiekowi niedobrze. A Ci, którzy literaturę znają tylko ze szkolnych lekcji zaczynają patrzeć ze wstrętem na czytanie jakichkolwiek książek, często bezpowrotnie je porzucając. Ale przecież nie wszystkie lektury są takie. Podczas mojej dotychczasowej edukacji trafiły się prawdziwe perły (czekam na kolejne!), które przeczytałam z nieukrywaną przyjemnością, zachwytem, wypiekami na policzkach i, o których myślałam, jeśli nie przez długie miesiące czy tygodnie, to na pewno godziny. Wiele z nich stało się źródłem bezcennej inspiracji, czymś, dzięki czemu odnalazłam mnóstwo odpowiedzi na pytania, które mnie nękały. Tych książek nigdy nie odstawia się na półkę. One pozostają w nas. O nich się myśli w wielu momentach życia, przypomina sobie cytaty, wydarzenia i postacie...

Oto lista sześciu z nich. Mój wybór jest bardzo subiektywny i, powiedziałabym, chwilowy. Kto wie czy jutro, za miesiąc czy za rok lista nie będzie wyglądała zupełnie inaczej? Kto wie czy to, co mnie dzisiaj urzeka, nie będzie miało po pewnym czasie żadnego znaczenia? Tego jednak przewidzieć się nie da, więc umieszczam listę taką, jaka wydaje mi się teraz najodpowiedniejsza. Tak podpowiada mi moje czytelnicze doświadczenie, moje przeżycia i przemyślenia.
UWAGA! UWAGA! Kolejność jest przypadkowa (gdybym miała te wszystkie książki uporządkować w kolejności od najlepszej do najgorszej [czy w ogóle tak się da???] chyba nie skończyłabym do Bożego Narodzenia, a i to jest dosyć wątpliwe).
1. "Mały Książę"
Tę książkę pierwszy raz przeczytałam w drugiej klasie podstawówki. Czyli zbyt wcześnie, by dostrzec w niej coś więcej poza małym chłopcem, pilotem i kapryśną Różą... Potem jednak przyszła kolej na ponowne spotkanie i... Zostałam zupełnie oczarowana. Do dzisiaj nie mogę pojąć, jak w tak małej objętościowo książeczce można zawrzeć tyle treści, tyle mądrości i złotych myśli. Każda strona niesie przecież za sobą nowe odkrycie, refleksję... "Mały Książę" pozwala nie tylko poznać świat i innych ludzi, ale także siebie. I to jest w nim chyba najpiękniejsze- to nieustanne wnikanie w nieuniknioną samotność człowieka we wszechświecie i nieukojoną potrzebę miłości i zrozumienia.
2. "Oskar i pani Róża"
To piękna i niezwykle poruszająca książka. Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, o czym opowiada. O życiu? Miłości? Przyjaźni? Chorobie? Wierze? Bogu? Śmierci? O wszystkim po trochu. Książka ta podkreśla wartość naszego życia, jednocześnie będąc drogowskazem, jak dobrze wykorzystać ten dar. Nakazuje łapać każdą chwilę, chwytać dzień, codziennie na nowo zachwycać się otaczającym nas światem. To także piękna lekcja przebaczania i pokonywania własnych lęków. Tak jak Oskar, dzięki pani Róży, pokonał własną chorobę, tak i my możemy stawić czoło naszym słabościom. Temu, co dla nas bolesne i ciężkie. Ta historia niesie nadzieję wszystkim, którzy myślą, że ich życie już się skończyło.
Patrząc na poprzednie tytuły, wybór "Folwarku zwierzęcego" może wydawać się nieco zaskakujący. Czuję jednak, że nie może go tutaj zabraknąć. Po przeczytaniu tej książki długo nie mogłam dojść do siebie. Jestem osobą zainteresowaną historią, więc niezwłocznie rozpoczęłam poszukiwania licznych analogii. "Folwark zwierzęcy" stał się impulsem do refleksji nad naturą człowieka, który ma w sobie żywioł nie do pokonania- żądzę władzy. Gdy pragnie rządzić, panować i ciągnąć z tego korzyści, nie cofnie się przed niczym. Podnosi rękę na wszelkie świętości: prawdę, tradycję, dobroć, braterstwo. Często szukając poprawy sytuacji (jak buntujące się zwierzęta), nieoczekiwanie powraca do punktu wyjścia.
George Orwell wytłumaczył wydarzenia XX wieku, które popchnęły ludzkość ku moralnemu upadkowi, i mechanizmy nami rządzące w sposób prosty, ale za to niezwykle wymowny. Ta książka chyba (niestety!) nigdy nie przestanie być aktualna i wciąż będzie nas zmuszać do gorzkiej refleksji nad naszą naturą. Nad tym, że człowiek ma w sobie coś ze świni.
4. "Lalka"

5. "Mistrz i Małgorzata"
Kto nie czytał, ten trąba (że tak sparafrazuję Gombrowicza). Dla mnie "Mistrz i Małgorzata" to wielkie arcydzieło. Pozycja obowiązkowa na liście każdego szanującego się mola książkowego. Jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam w życiu (a trochę ich było). Tutaj możecie znaleźć recenzję tej niezwykłej, szatańsko dobrej powieści.
6. "Zbrodni i kara"

Moim zdaniem Dostojewski to prawdziwy wizjoner, który wiele lat przed utworzeniem pojęcia "rasy panów", którym można więcej i w których rękach spoczywa los "tych niższych", przewidział, że tak może się stać. Że człowiek jest w stanie wymyślić filozofię, doktrynę, ideologię, która daje mu prawo do kierowania innymi, a nawet do pozbawiania ich życia.
Mimo wszystko powieść ta niesie nadzieję na to, że każdy błądzący ma szansę w końcu odnaleźć właściwą drogę, a z każdego upadku można się podnieść.